piątek, 9 stycznia 2009

Boniek: Lato nie pisze do mnie SMS-ów, a Leo nie zajął nigdy 3. miejsca na mundialu

Dzisiaj na łamach "Polska The Times" ukazał się wstrząsający wywiad ze Zbigniewem Bońkiem. Mowa w nim o tym, że Grzegorz Lato nie odpisuje na SMS-y ze świątecznymi życzeniami oraz o padaniu na kolana ze spuszczonymi spodniami. Padaniu przed Leo i jemu podobnymi.

Zbigniewa Bońka zawsze będziemy pamiętać za trzy gole strzelone Belgom, niebanalne i często zaskakujące wypowiedzi oraz wąsa, którego zazdrościć nie musi mu chyba tylko Lech Wałęsa. Dziś nie będzie ani o tym pierwszym ani o tym ostatnim. Będzie o wywiadzie, którego udzielił "Polska The Times".
Boniek mówił w nim o kondycji polskiej piłki oraz o tym, że nie żałuje porażki w wyborach na prezesa PZPN. Mówił też o nowym szefie związku, niekoniecznie pochlebnie:
"Żeby jednak zarządzać taką korporacją jak PZPN, trzeba mieć w tym doświadczenie, odpowiednie predyspozycje, koncepcje rozwiązań i umiejętność ich realizacji. Lacie tego brakuje. On z zarządzaniem nie miał nic wspólnego. Po zakończeniu gry w piłkę był trenerem, zajął się polityką, a z kierowaniem firmą nie miał nic wspólnego."
Kiedy jednak rozmowa zeszła na temat minionych świąt, Boniek postanowił wytoczyć najcięższe działo:
"Czytałem w waszej gazecie, że Grzegorz mówił, że złożył mi życzenia. Nie przypominam jednak sobie, by dzwonił do mnie od czasu wyborów. Tego telefonu mi jednak nie brakuje. Dodam tylko, że nie odpisał nawet na mój SMS z życzeniami na święta."
Faktycznie, w wywiadzie udzielonym "Polska The Times" tuż przed świętami Lato mówił:
"Już przed wigilią do Zbyszka dzwoniłem. Życzyłem mu wszystkiego najlepszego i do zobaczenia. To jest mój przyjaciel."
I co? Nosek rośnie Panie Lato?

Druga część wywiadu nie była wcale gorsza. Pan Zbigniew odniósł się w niej do pytania, które zadał już sobie co drugi Polak: Co z tym Leo?
"Leo jako selekcjoner mi nie przeszkadza. Tylko śmiać mi się chce, jak słyszę jego nauki. Jaki to w nas drzemie potencjał. Że to niby na Euro mogliśmy zdobyć medal. A prawda jest taka, że gdyby nie Boruc, to trzy mecze przegralibyśmy po 0:4."
Aż strach pomyśleć co by było, gdyby w meczu z Belgią (a miało o tym nie być...) nie mógł zagrać Boniek.
Wracając do wywiadu - mimo, że panu Zbigniewowi trener Beenhakker zasadniczo nie przeszkadza, to nie można przecież jego ani innych obcokrajowców oceniać bezkrytycznie:
"Gdyby z Lechem awans wywalczył nie Smuda, ale Hiddink czy inny śmidink, od razu zrobilibyśmy z niego człowieka roku. Na kolana przed obcokrajowcami i to z opuszczonymi spodniami padamy, co mnie wkurza."
Niejeden by się wkurzył. Na koniec Boniek wziął w obronę polską myśl szkoleniową. Zrobiło się nieco refleksyjnie (ach ten mundial w Hiszpanii, ach ten mecz z Bel...miało nie być to nie będzie):
"Z tą naszą myślą szkoleniową nie jest tak źle jak Leo próbuje nam wmówić. Pielęgnujmy ją, poprawiajmy i nie wstydźmy się jej. Taki Antek Piechniczek zdobył z nami trzecie miejsce na świecie, a Leo do mundialu to z Holendrami nawet nie zdołał awansować."
Sama prawda - tradycja to rzecz święta i żaden śmidink nie będzie nam mówił co jest dobre a co złe! A w ogóle to jest moja piaskownica i to ja się tutaj bawię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz