Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mistrzostwa świata. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mistrzostwa świata. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 lutego 2009

Bill Demong najgłupiej zdyskwalifikowanym zawodnikiem w historii MŚ w narciarstwie klasycznym

Tytułowy bohater to członek amerykańskiej kadry kombinatorów norweskich. Wczoraj na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w czeskim Libercu rozegrano drużynowy konkurs w tej właśnie konkurencji. Faworytami do złota byli Amerykanie. Bill Demong postarał się jednak, żeby wygrał ktoś inny.

Szkic sytuacyjny: Liberec, Czechy, 26.02.2009, godz. 14:00 - zbliżał się konkurs skoków narciarskich podczas drużynowych zawodów w kombinacji norweskiej na MŚ w narciarstwie klasycznym. Bill Demong jak zwykle po próbnym skoku włożył swój numer startowy w kombinezon i pognał na górę - dosłownie za moment zaczynały się zawody. Chwilę później, już na skoczni, można było zaobserwować typowy obrazek - wszyscy zawodnicy szukają wyciszenia, jeszcze raz w wyobraźni wychodzą z progu, ćwiczą "na sucho" telemarki, krótko mówiąc - koncentrują się. No może prawie wszyscy zawodnicy, Demong zamiast przygotowywać się do skoku nerwowo przeglądał swoje ubrania, tak jakby czegoś szukał. To coś było jego numerem startowym. Moment jego próby robił się bliższy z każdą chwilą, numeru wciąż jednak nie było. Demong coraz bardziej gorączkowo przerzucał swoje rzeczy, w poszukiwania zaangażowali się nawet inni zawodnicy. Czas leciał. W końcu organizatorzy wywołali Amerykanina na belkę startową, Bill nie mając swojego numeru dostał numer przedskoczka. I skoczył.
Jury po krótkiej chwili zdyskwalifikowało jednak Demonga, przepisy mówią jasno - zawodnik nie może pożyczać numeru startowego i musi wystąpić w swoim własnym. Amerykanom wypadł tym samym jeden człowiek z czteroosobowej drużyny, przez co skończyli konkurs na ostatnim miejscu. Do biegu nawet nie przystąpili. Mistrzami świata zostali Japończycy przed Niemcami i Norwegami.
Zawody zawodami, ale na pytanie "co tak naprawdę stało się z numerem Demonga?" wciąż brakowało odpowiedzi. Japończycy świętowali właśnie zwycięstwo, a Bill i jego koledzy ciągle głowili się co w istocie było przyczyną ich klęski. I w momencie, gdy Amerykanie prawdopodobnie akurat wykręcali numer do Pentagonu, a połowa FBI była już postawiona na nogi, zagadka zaginionego numeru doczekała się rozwiązania. Bill Demong znalazł zgubę we własnym bucie.
Na koniec kilka cytatów z głównego bohatera:

"I take responsibility, for sure."

"It’s my fault."


"I’m an idiot."

czwartek, 29 stycznia 2009

Ręka Boga dotknęła Puchar Szkocji

Bryan Prunty, piłkarz szkockiego Ayr United może i nie jest takim wirtuozem jak Diego Maradona. Może i nie zostanie nigdy mistrzem świata, a jego córka prawdopodobnie nigdy nie będzie spotykać się z Kunem Agüero. Prunty nie ma również wielkich szans, by strzelić takiego gola. Coś ich jednak łączy - w trudnych chwilach Bryan, podobnie jak Diego może liczyć na pomoc Boga, a właściwie jego lewej ręki.

W spotkaniu 4. rundy Pucharu Szkocji między Kilmarnock FC i Ayr United, Bryan Prunty w taki oto sposób dał prowadzenie gościom:



Dla porównania - pierwowzór:



Nie znalazłem niestety nigdzie pomeczowego wywiadu z Pruntym, więc nie wiem na ile strzelec-oszust poczuwa się do winy i czyja to według niego była ręka. Przypominam tylko, że Diego potrzebował 19 lat, aby zdać sobie sprawę, że Bóg w futbolu nie macza swych palców, a tym bardziej całych rąk.

wtorek, 27 stycznia 2009

Po prostu cieszmy się!

W takich chwilach nie ma co kombinować. Trzeba się cieszyć i już. Jesteśmy tam gdzie chcieliśmy, choć na tych mistrzostwach było już przynajmniej 15 momentów, że przynajmniej połowa z nas wątpiła, że się uda. Przynajmniej były emocje. Za dużo przynajmniej. Nieważne, jesteśmy w czwórce. Co najmniej ;) Mówi się, że suma szczęścia równa się zero. W takim razie póki co jesteśmy mocno na plusie.

I jeszcze jedno. Ten cytat stanie się klasykiem:

"Oni wycofują bramkarza, przechwytujemy i rzucamy. Mamy 15 sekund. To dużo czasu. "


Bogdan Wenta.

Dla nas już jesteście mistrzami!!!

niedziela, 25 stycznia 2009

Dziwny jest ten świat: Raz na lodzie, raz pod lodem

Co zrobić, gdy zwykły hokej na lodzie nie daje już satysfakcji? Gdy na widok kolejnej bójki hokeistów kręcisz nosem i mówisz: "Nieee, to nie to"? Nudzisz się? Zima daje się we znaki? Zbieraj kumpli, idźcie nad jezioro, zróbcie szybko przerębel i zagrajcie w hokeja..., ale pod lodem.

Hokej pod lodem to połączenie nurkowania i klasycznego hokeja na lodzie. Gra odbywa się w dwuosobowych zespołach na "lodowisku" o wymiarach 6m na 8m. Całość dzieje się pod pokrywą 30 centymetrów lodu.
Zawodnicy nie używają butli tlenowych, tylko wynurzają się co 30 sekund w celu zaczerpnięcia powietrza poprzez wycięte w lodzie przeręble. Z kolei krążek, aby utrzymywał się na wodzie wykonany jest ze styropianu.
Reszta zasad jest zbliżona do hokejowych. Mecz jest podzielony na 3 tercje, które jednak są dwukrotnie krótsze i trwają po 10 minut, tyle samo co tercje, trwają przerwy między nimi.

Dotychczas udało się rozegrać jedne mistrzostwa świata w hokeju pod lodem. Odbyły się one w lutym 2007 roku w jeziorze Weissensee w południowej Austrii. Wystartowało w nich 8 drużyn, w tym również dzielna reprezentacja biało-czerwonych. Najlepsi okazali się Finowie, którzy w finale pokonali gospodarzy 7:4. Trzecie miejsce zajęli Słowacy.
Zawody cieszyły się olbrzymim zainteresowaniem, dość powiedzieć, że przyjechało 611 stacji telewizyjnych z całego świata. A wyglądało to tak:



PS Hokeja pod lodem nie należy mylić z podobnym do niego hokejem pod wodą (zwanym również octopush), w który gra się na 25-metrowym basenie. W tej odmianie krążek jest jednak cięższy od wody i rozgrywka toczy się na dnie w 6-osobowych zespołach. Octopush wygląda mniej więcej tak.

"Dziwny jest ten świat" to cykl, w którym opisywane są nietuzinkowe, pozytywnie zakręcone dyscypliny sportowe - takie, których możemy nie zobaczyć na codzień w telewizji, w które nie każdy może zagrać przed blokiem, na tyle jednak ciekawe, że warto wiedzeć, że w ogóle istnieją.

niedziela, 21 grudnia 2008

Piłkarze Manchesteru United mistrzami świata

UWAGA!!! Ta notka jest poniżej pewnego poziomu. Czytelników ceniących sobie inteligentne poczucie humoru oraz trafne i zaskakujące komentarze zapraszam innym razem.

W finale klubowych mistrzostw świata Manchester United pokonał ekwadorskie LDU Quito. Czyli wszystko w normie. Zero zaskoczenia. Mistrzami świata zostali m.in. Cristiano Ronaldo i Carlos Tevez. Korzystając z okazji chciałem przypomnieć, że Ronaldo wygląda tak, a Tevez tak.