Bycie białym koszykarzem to ciężki kawałek chleba. Albo się człowiek przyzwyczai do spojrzeń z góry (nie chodzi o różnicę wzrostu) ciemniejszych kolegów, albo postanowi walczyć ze stereotypami udowadniając przy okazji całemu światu, że biały też potrafi.I to nie gorzej niż czarny.
Adam Waddell, koszykarz drużyny NCAA Wyoming Cowboys, postanowił pójść tą drugą drogą. Wczoraj pokazał, że biali potrafią skakać, dunkować - jako tako, ale też umieją, robić salta - też, lądować po dunkach zakończonych saltami - nie.
Tytułowy bohater to członek amerykańskiej kadry kombinatorów norweskich. Wczoraj na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w czeskim Libercu rozegrano drużynowy konkurs w tej właśnie konkurencji. Faworytami do złota byli Amerykanie. Bill Demong postarał się jednak, żeby wygrał ktoś inny.
Szkic sytuacyjny: Liberec, Czechy, 26.02.2009, godz. 14:00 - zbliżał się konkurs skoków narciarskich podczas drużynowych zawodów w kombinacji norweskiej na MŚ w narciarstwie klasycznym. Bill Demong jak zwykle po próbnym skoku włożył swój numer startowy w kombinezon i pognał na górę - dosłownie za moment zaczynały się zawody. Chwilę później, już na skoczni, można było zaobserwować typowy obrazek - wszyscy zawodnicy szukają wyciszenia, jeszcze raz w wyobraźni wychodzą z progu, ćwiczą "na sucho" telemarki, krótko mówiąc - koncentrują się. No może prawie wszyscy zawodnicy, Demong zamiast przygotowywać się do skoku nerwowo przeglądał swoje ubrania, tak jakby czegoś szukał. To coś było jego numerem startowym. Moment jego próby robił się bliższy z każdą chwilą, numeru wciąż jednak nie było. Demong coraz bardziej gorączkowo przerzucał swoje rzeczy, w poszukiwania zaangażowali się nawet inni zawodnicy. Czas leciał. W końcu organizatorzy wywołali Amerykanina na belkę startową, Bill nie mając swojego numeru dostał numer przedskoczka. I skoczył. Jury po krótkiej chwili zdyskwalifikowało jednak Demonga, przepisy mówią jasno - zawodnik nie może pożyczać numeru startowego i musi wystąpić w swoim własnym. Amerykanom wypadł tym samym jeden człowiek z czteroosobowej drużyny, przez co skończyli konkurs na ostatnim miejscu. Do biegu nawet nie przystąpili. Mistrzami świata zostali Japończycy przed Niemcami i Norwegami. Zawody zawodami, ale na pytanie "co tak naprawdę stało się z numerem Demonga?" wciąż brakowało odpowiedzi. Japończycy świętowali właśnie zwycięstwo, a Bill i jego koledzy ciągle głowili się co w istocie było przyczyną ich klęski. I w momencie, gdy Amerykanie prawdopodobnie akurat wykręcali numer do Pentagonu, a połowa FBI była już postawiona na nogi, zagadka zaginionego numeru doczekała się rozwiązania. Bill Demong znalazł zgubę we własnym bucie. Na koniec kilka cytatów z głównego bohatera:
Nate Robinson wygrał w sobotę Sprite Slam Dunk Contest 2009 - jeden z najgorszych konkursów ostatnich lat. Zwycięzców się jednak nie sądzi, bo jak to się zwykło mówić kiedy grają chłopaki Beenhakkera - wynik poszedł w świat. Tym samym Krypto-Nate jest od minionego weekendu uznawany za najlepiej dunkującego człowieka na Ziemi i innych planetach. Ale czy słusznie?
W ten oto sposób Nate zapewnił sobie zwycięstwo w sobotę.
A tak dunkują chłopaki z Columbia River High School.
Krypto-Nate prawdopodobnie właśnie zaczyna przygotowania do przeskoczenia w przyszłym roku Pałacu Kultury, Dwight Howard z kolei myśli nad wsadem zza linii 3 pkt. Chłopaki z Columbia River biją ich jednak na głowę pod względem kreatywności, której to w tym roku w Phoenix jakby trochę brakowało. Jeśli w ogóle była.
Niektórzy twierdzą, że w koszykówce liczą się przede wszystkim warunki fizyczne. I wydaje się, że to może być prawda. Są jednak różne prawdy, tak samo jak różni ludzie grają w koszykówkę. Oto Tatiana Montoyo. Tatiana ma 117 cm wzrostu. Niby niewiele, ale jak się okazuje - wystarczająco dużo.
Tatiana ma 15 lat, cierpi na karłowatość. Nic sobie jednak nie robi ze swojego schorzenia i jest rozgrywającą w amerykańskiej szkolnejdrużynieSyracuse Central Tech. Tegoroczny sezon rozpoczęła jako pierwsza rezerwowa, jednak po tym jak kilka zawodniczek wypadło ze składu Central Tech, wskoczyła do pierwszej piątki. Miejsca w składzie już nie oddała. To co wydaje się być wadą, Tatiana na ile jest to możliwe przerabia na zaletę. Jest szybka, dobrze panuje nad piłką, ma dobry rzut. Koleżanki mówią o niej:
"Jest szalenie dobra."
Jak pokazuje przypadek Tatiany, wzrost w koszykówce jest ważny, ale nie jest najważniejszy. Najważniejsze jest serce do gry.
Ile znaczy 30 sekund w hokeju? Na pewno sporo. W 30 sekund można na przykład przegrać wygrany mecz, mając w międzyczasie dwie dogodne okazje do zdobycia bramki.Tak właśnie się stało w niedawnym spotkaniu najlepszej ligi w naszej galaktyce między Saint Louis Blues a Boston Bruins.
Bruins jeszcze pół minuty przed końcem meczu prowadzą 4:3, St Louis grają z przewagą jednego zawodnika w polu, gdyż chwilę wcześniej zdecydowali się na wycofanie bramkarza. Hokeiści z Bostonu przyczajają się więc we własnej tercji i czekają na kontrę. Krótko czekają. Przejmują krążek i mkną na pustą bramkę rywali, w zasadzie mogą już się cieszyć z wygranej. Chociaż nie, trzeba jeszcze strzelić gola, albo przynajmniej nie stracić...
Ten szczęśliwy pan nazywa się David Backes, hokeiści Blues wygrali ten mecz ostatecznie w rzutach karnych. I jak tu nie kochać hokeja? Na koniec klasyka gatunku -Patrik Štefan z Dallas Stars w roli ofermy, Ales Hemsky z Edmonton Oilers w roli bohatera.
W NBA zdarzają się różne rzeczy. NBA ma różne rekordy. Za jeden z nich wziął się minionej nocy skrzydłowy Detroit Pistons, Amir Johnson. Amirowi zamarzyło się zostać najszybciej zdyskwalifikowanym za 6 fauli zawodnikiem w historii. W meczu przeciw Utah Jazz, Johnson uzbierał tę liczbę w czasie 8 minut i 19 sekund. Udało mu się? Oczywiście, że nie.
Wyczyn Johnsona jest niczym w porównaniu z tym, czego dokonał nieco zapomniany dziś Bubba Wells. Wynik Wellsa dopiero budzi szacunek - 3 minuty. Dodam, że wszystkie faule zaliczył na jednym zawodniku, a był nim...Dennis Rodman. 29 grudnia 1997r podczas meczu między Dallas Mavericks a Chicago Bulls, trener gospodarzy, Don Nelson zastosował słynną strategię "hack-a-Rodman". Polegała ona na faulowaniu Dennisa Rodmana, który znany ze swej słabej skuteczności miał pudłować rzuty wolne. Faulować go miał właśnie Wells, który swe zadanie wypełnił wręcz wzorowo. Niestety Nelson nie wziął pod uwagę jednej rzeczy - Rodman może jednak trafiać. 9 z 12 rzutów okazało się celnych, a Bulls wygrali spotkanie 111-105. Najlepszą skalą wyczynu Bubby niech będzie fakt, że rekord pobity w tym spotkaniu miał aż 41 lat i należał do Dicka Farleya z Syracuse Nationals, który ustanowił go 12 marca 1956r. Bubba poprawił tamten wynik aż o 2 minuty.
Z kolei rekord play-offs należy od 23 maja 1999r do Travisa Knighta i wynosi 6 minut. Ówczesny center Los Angeles Lakers w 4. meczu półfinałów konferencji zachodniej przeciwko San Antonio Spurs faulował z częstotliwością jednego faulu na minutę. Co ciekawe w tym samym spotkaniu 6 fauli uzbierali również Rick Fox i...Kobe Bryant. Lakers przegrali wówczas serię 0-4, a Spurs pokonując jeszcze Portland Trail Blazers oraz New York Knicks zostali mistrzami NBA.
Johnsonowi pozostaje więc cieszyć się tylko (albo i aż) z rekordu sezonu. Jeśli Amir się nie zniechęci i dalej będzie walczył o pobicie najlepszego wyniku w historii, to mam dla niego radę: Niech odpuści osiągnięcie Wellsa - wyczyn Bubby jest nie do ruszenia. Łatwiej będzie mu z pewnością zaatakować rekord Knighta. Ale to dopiero w playoffs, do których zostało jeszcze tylko 97 dni...
Hokej od zawsze kojarzył mi się z takimi fryzurami, z tym, że czasem nie wiadomo gdzie jest krążek oraz oczywiście z bójkami na lodzie. W tych ostatnich specjalizuje się Aaron Downey, obecnie występujący w lidze AHL w Grand Rapids Griffins, w przeszłości hokeista NHL.
Downey należy do światowej czołówki tzw. enforcers, czyli zawodników od "zadań specjalnych". Do obowiązków tego typu hokeistów nie należy zdobywanie bramek, podawanie czy też odbiór krążka. Oni mają rywalowi odebrać co innego - chęć do gry (co czasem jest równoznaczne z odebraniem zdrowia). Gdy dwóch enforcers z przeciwnych drużyn spotyka się na lodowisku wiadomo, że zaraz stanie się rzecz nieunikniona, powietrze robi się ciężkie, atmosfera gęstnieje, rękawice na lodzie...
Ta legendarna już walka ma prawie 3 lata i wielu osobom jest pewnie świetnie znana, ale ja w zasadzie nie o tym chciałem...Po obejrzeniu tego filmu może trudno w to uwierzyć, ale Downey miewał w karierze lepsze momenty, na przykład ten:
Co warto podkreślić, mierzący nieco ponad 1,80m Downey jest jednym z niższych enforcers (poniżej 1,80m ma choćby Tie Domi)i zwykle ma do czynienia z o wiele wyższymi i cięższymi od siebie bokserami , tzn. hokeistami. W zeszłym sezonie Aaron "wywalczył" w barwach Detroit Red Wings Puchar Stanleya.
Jego historia ma też polski akcent (nie, nie...jego dziadek nie mieszka w Jackowie) - poniższe starcie z Krzysztofem Oliwą.
W NBA (gdzie zdarzają się takie rzeczy) też mamy święta. W tym roku najchojniejszym św. Mikołajem okazał się komisarz ligi, David Stern, który sprezentował kibicom pojedynek gigantów. Dziś do Los Angeles, na mecz z Lakers przyjeżdżają aktualni mistrzowie - Boston Celtics.
Historia tych pojedynków jest długa i nie będę jej tu przytaczał. Ważne, że jest to pierwszy mecz tych drużyn od ostatnich finałów, w których Celtics okazali się lepsi od Lakers.Ponadto koszykarze z Bostonu zaliczyli w tym sezonie najlepszy start w historii ligi, wygrywając 27 z pierwszych 29 spotkań. Mało tego, Celtowie są niepokonani od 19 gier i coraz częściej mówi się o pobiciu przez nich rekordu NBA w ilości wygranych z rzędu, który wynosi 33 i należy do...Los Angeles Lakers.Dzisiejszy pojedynek jest więc idealną okazją dla Lakers, aby przerwać zwycięską passę Celtics, zrewanżować się za przegrane finały, udowodnić, że Kobe Bryant jest lepszy niż Paul Pierce, zrobić kibicom świąteczny prezent, złapać Osam...no dobra, zagalopowałem się.
Media zrobiły swoje. Już kilka tygodni temu zaczęło się nadmuchiwanie balonika, a kulminacja tego dmuchania (wiem jak to brzmi) ma miejsce właśnie dzisiaj. WSZYSTKIE większe portale informacyjne w USA wymieniają to spotkanie jako jedno z najważniejszych wydarzeń dnia. Ciekawie jest też na YouTube. Z okazji tego meczu powstało ok. 547 trailerów, mających go zareklamować, zrobić wokół niego szum, podgrzać atmosferę oraz złap...nie tym razem. Kilka z nich można obejrzeć tu, tu, tu, tu, tu i jeszcze tu. No i tu. Za pół godziny zaczynamy. Ja będę oglądał.
PS A co będzie po meczu, gdy balonik pęknie? Zaczynamy dmuchać następny - w sylwestra będziemy świadkami Warriors @ Thunder ;)
Jerome James to mierzący 2,16m koszykarz New York Knicks. Czyli nie taki znowu mały. Zarabia też niemało, bo ponad 6 mln $ rocznie. Jakby tego było mało, praktycznie nie grając.
W zeszłym sezonie Jerome spędził na parkiecie całe 5 minut. Prawdopodobnie znacznie więcej czasu zajęło mu dbanie o sportową sylwetkę oraz rozmyślanie na temat zakończenia kariery. Obecny sezon wydaje się być jednak przełomowy. Za nami niespełna 1/3 rozgrywek, a James zaliczył już 10 minut gry. W dwóch meczach. Oba występy odnotował w mijającym tygodniu. W obu spotkaniach meldował się na parkiecie w czwartej kwarcie, gdy wynik meczu był już rozstrzygnięty. Nie to jest jednak najważniejsze. Ważne jak cieszy go gra w koszykówkę.