Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 marca 2009

Nicklas Bendtner tygodnia: Semir Štilić

Drużynę Lecha Poznań można lubić albo nie (odkrywcze, prawda?). Tak samo jest z bośniackim pomocnikiem Kolejorza, Semirem Štiliciem. Trzeba jednak zarówno Poznaniakom jak i Štiliciowi oddać, że dodają naszej lidze kolorytu. I nawet, gdy nie strzelają pięknych bramek, ich akcje warto oglądać. Na przykład tę z meczu przeciw Arce Gdynia.

Tym razem nagroda imienia Nicklasa Bendtnera mogła pojechać tylko i wyłącznie do Poznania. Jeśli w przyszłości powstanie wyróżnienie typu "Nicklas Bendtner 2009", Semir będzie na pewno jednym z faworytów.


Do następnego tygodnia.

środa, 4 lutego 2009

Operacja się udała, ale pacjent zmarł, czyli najgorsze zmiany trenerów (cz. 1)

Zawód trenera to wyjątkowo ciężki kawałek chleba. Życie na walizkach, zmiany z dnia na dzień, niepewne jutro. Tego właśnie doświadczają szkoleniowcy. Presja wyniku często jest tak wielka, że nieraz nawet najlepsi nie radzą sobie z jej udźwignięciem. Wiadomo jak się to kończy - zwolnieniem, wtedy też tęgie głowy stawiają sobie zasadnicze pytanie: Kto następny?

Wybór następcy świeżo co zwolnionego trenera to rzecz niezwykle ważna. Nieodpowiednia decyzja prowadzi bowiem do kolejnej dymisji, a ta z kolei - do kolejnego wyboru nowego szkoleniowca, i koło się zamyka. Nie jest to proste i nie zawsze nowy trener = lepszy trener. Pół biedy jak zmiana nie wpływa zasadniczo na wyniki. Gorzej jednak, gdy jest gorzej.
Oto TOP 10 najgorzej wymienionych trenerów. Na razie miejsca 6-10, na drugą część przyjdzie jeszcze czas.

10. Łukasz Kruczek za Hannu Lepistö (skoki narciarskie, Polska)

A stało się to w marcu zeszłego roku. Łukasz Kruczek został trenerem Małysza trenerem polskiej kadry A skoczków narciarskich. Ktoś kto przez całą karierę lądował zawsze 20 metrów za Adamem, teraz miał go uczyć jak wrócić do "oddawania dwóch dobrych skoków". Co było dalej wiemy wszyscy - Tajner podglądający system szkolenia w Kambodży, Małysz wycofujący się z Turnieju Czterech Skoczni i poważnie myślący o zakończeniu kariery. Wystarczył tydzień treningu pod okiem Hannu Lepistö i Adaś wrócił do formy. Zakończenie tej historii jeszcze przed nami, na szczęście wygląda na to, że najgorsze (czyli Kruczek trenerem Małysza) już nie wróci.

9. Leroy Rosenior za Keitha Curle'a (piłka nożna, Torquay United)

Nie chodzi tu o wyniki Leroya Roseniora w Torquay. No bo trudno przecież cokolwiek wygrać lub przegrać w 10 minut. Tak, tak - 10 minut, bo tyle czasu Rosenior był trenerem Torquay. Leroy zastąpił Keitha Curle'a na stanowisku trenera Torquay United (5. liga angielska) 17 maja 2007r o 15:30. Rosenior zdążył nawet zwołać konferencję prasową, na której chciał zapewne podzielić się ze światem wizją "wielkiego Torquay" i opowiedzieć o planach na przyszłość. W międzyczasie jednak zmienił się właściciel zespołu. Nowy zarząd na pewno bardzo doceniał pracę jaką wykonał w klubie Rosenior, niemniej jednak od 15:40 Leroy był zmuszony szukać nowej roboty. Trochę go to zaskoczyło:

"Wiedziałem, że planowane są zmiany w zarządzie klubu, ale nie spodziewałem się, że wszystko rozegra się w ciągu 10 minut."
Nowym szkoleniowcem mianowano Paula Buckle, a Rosenior został tym samym najszybciej zwolnionym trenerem w historii sportu.

8. Steve McClaren za Svena-G
örana Erikssona (piłka nożna, Anglia)

Gdy w styczniu 2006r Sven-Göran Eriksson ogłosił, że po mundialu w Niemczech rozstaje się z angielską kadrą, na wyspach rozgorzała dyskusja pt. "I kto teraz? Czy ktoś z uznanym nazwiskiem? A może Anglik?". Najlepszy byłby oczywiście Anglik z uznanym nazwiskiem, ale z prostej przyczyny - ktoś taki nie istnieje, ta opcja nie była brana pod uwagę. Wybór padł na Steve'a McClarena, asystenta Erikssona oraz managera Middlesbrough, którego największa zaletą wydawała się właśnie angielska narodowość, wadą - brak doświadczenia. Oczywiście każdy ma jakieś zalety i wady, ważne jednak, żeby wady nie przysłoniły zalet.
Po nominacji przyszedł czas na wyznaczenie celu, a ten był prosty - na początek spokojny awans do Mistrzostw Europy. Start eliminacji był niezły, Anglicy wygrali dwa pierwsze spotkania i wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wtedy jednak drużynę dopadł wielki kryzys, gdy w okresie między październikiem 2006r a marcem 2007r, w pięciu meczach Anglia zdobyła 1 bramkę m.in. remisując z Macedonią i przegrywając z Chorwacją. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co stało się pół roku później, kiedy to Anglia wybrała się do Moskwy na mecz z Rosją, aby wygraną przypieczętować awans do Euro 2008. Nie było jednak zwycięstwa, nie było i awansu. Porażka 1:2 postawiła ich w trudnej sytuacji - Rosjanom wystarczały wygrane z Izraelem oraz Andorą, by wyeliminować Anglików. Media na wyspach żądały głowy McClarena, jednak wtedy uśmiechnęło się do biednego selekcjonera szczęście - Rosja przegrała z Izraelem, a to oznaczało, że aby awansować, Anglikom wystarczy remis na Wembley z nie grającą już o nic Chorwacją. Ale i to przerosło McClarena - przegrana 2:3 była szokiem, Anglia nie awansowała do Mistrzostw Europy pierwszy raz od 1984 roku, jednak trener nie miał zamiaru rezygnować, mówił, że jego pracę należy oceniać nie przez pryzmat jednego meczu, a całych eliminacji (czyli porażek 1:2 z Rosją, 0:2 i 2:3 z Chorwacją oraz remisów 0:0 z Macedonią oraz Izraelem). Ocena przyszła szybko, bowiem następnego dnia McClaren został bezrobotnym, zapisując się w historii jako najgorszy trener reprezentacji Anglii.
Szybko obliczono, że brak awansu do Euro 2008 kosztował angielską gospodarkę ok. 1,25 mld funtów - no to mamy odpowiedź skąd się wziął kryzys...

7. Larry Brown za Herba Williamsa (koszykówka, New York Knicks)


Gdy do klubu przychodzi trener o uznanym nazwisku (taki jak Larry Brown) w miejsce prawdziwego żółtodzioba (czyli Herba Williamsa) po prostu musi być lepiej. Postęp drużyny wydaje się wtedy kwestią czasu. Wielki trener to lepsze jutro. Koniec i kropka. Oczywiście zatrudnienie renomowanego fachowca ma też swoje minusy, taki ktoś nie będzie przecież pracował za worek śliwek i słoik ogórków.
Larry Brown w lipcu 2005r podpisał z New York Knicks 5-letni kontrakt wart 50 mln dolarów, stając się przy okazji najlepiej zarabiającym trenerem w historii sportu w USA. Oczekiwania w Nowym Jorku po nieudanym sezonie (33-49) były takie jak kontrakt Browna - olbrzymie. Jedynie co niektórzy zastanawiali się czy z zawodnikami, których nowy trener Knicks miał do dyspozycji można w ogóle wygrać jakiś mecz. Liderem ekipy miał być nie kto inny jak Stephon Marbury, czyli człowiek, o którym Brown mówił, że w życiu nie widział tak upartego i "nietrenowalnego" zawodnika. Pomagać mu mieli m.in. Jamal "każda pozycja jest dobra do rzutu" Crawford oraz Jerome James. Całość miał nadzorować najgorszy generalny manager w NBA - Isiah Thomas. Z Brownem czy bez Browna - to nie mogło się udać. I się nie udało. Knicks z 82 meczów wygrali ledwie 23, notując czwarty najgorszy sezon w historii klubu. A skoro tak, to po co płacić tyle trenerowi?
Stara prawda mówi, że "idiotów na świecie jest mało, ale są tak sprytnie rozstawieni, że spotyka się ich na każdym kroku" - Larry Brown coś o tym wie, w Knicks ilość idiotów przypadająca na m3 była w tym czasie rekordowa.

6. Gertjan Verbeek za Berta van Marwijka (piłka nożna, Feyenoord Rotterdam)

Po nieudanym, bo zakończonym dopiero na 6. miejscu sezonie 2007/08 z posady szkoleniowca Feyenoordu Rotterdam zwolniono Berta van Marwijka. Następcą został Gertjan Verbeek, prawdziwa legenda rywala drużyny z Rotterdamu, SC Heerenveen. Jak to zawsze w przypadku zmian trenerów bywa, przyjście Verbeeka miało odmienić los dołującego w ostatnich latach Feyenoordu. Zespół miał zacząć wygrywać, słońce nad Rotterdamem miało świecić częściej i jaśniej. Zderzenie z prawdą okazało się jednak wyjątkowo brutalne. W zeszłym miesiącu, 14 stycznia Verbeekowi pokazano drzwi i kazano mu je obejrzeć od drugiej strony. Klub w oficjalnym oświadczeniu napisał:

"Jesteśmy rozczarowani wynikami pierwszej części sezonu."
Rozczarowanie to bardzo delikatne określenie. Szóste miejsce van Marwijka w porównaniu z wynikami Verbeeka wydaje się osiągnięciem wręcz kosmicznym. Za kadencji Gertjana, Feyenoord zaliczył jedną z najgorszych rund w historii klubu. W 17 meczach ligowych zdobył zaledwie 19 pkt i wylądował na 12. miejscu w tabeli, drużynie zaczęło zaglądać w oczy widmo spadku do 2. ligi. Nie lepiej było w Pucharze UEFA, gdzie Feyenoord przegrał wszystkie mecze grupowe, strzelając w nich jedną bramkę. Po spotkaniu z Lechem Poznań, który był jednym z ostatnich pod wodzą Verbeeka, trener nie wyglądał na specjalnie zmartwionego kompromitującą grą swych podopiecznych i stwierdził, że...idzie na piwo.
Verbeek zdołał wygrać jedynie 8 meczów spośród 26. Zaglądając do annałów ekipy z Rotterdamu, tylko jeden szkoleniowiec w historii miał gorszy bilans, nazywał się Pim...Verbeek (ironia losu?). Pim, obecny trener reprezentacji Australii na 26 meczów wygrał 6, obaj panowie nie są spokrewnieni.

Miejsca 1-5 już wkrótce.

sobota, 31 stycznia 2009

Derby Warszawy zagrożone przez...drzewo

Zbliżają się zaplanowane na 28 lutego derby Warszawy. Oczywiście na razie jedynie małymi kroczkami, niemniej jednak z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej meczu Polonii z Legią. Ostatnio napłynęły do nas dwie wiadomości. Jak to zwykle bywa, jedna jest dobra, a ta druga nieco gorsza.

Zacznijmy od dobrej: Ponoć Polonia lada chwila będzie miała stadion, na którym mecz miałby być w ogóle rozegrany. Uff...oddychamy z ulgą. Będzie stadion, będą derby!
Jak się jednak okazuje - nie do końca (teraz jest ta gorsza): Według policji stadion przy ul. Konwiktorskiej nie nadaje się do przyjęcia kibiców. A wszystko przez...drzewo w sektorze gości.

Stołeczna policja już od dwóch lat! domaga się jego wycięcia, Polonia od dwóch lat powtarza: "Już wycinamy, już za chwilę, tzn jutro...yyy...najpóźniej pojutrze drzewa nie będzie". A drzewo jak stało tak i stoi. Czemu tak trudno się go pozbyć? Rzecz nie w tym, że w Warszawie nie ma kto go wyciąć. Wręcz odwrotnie. Problemem jest co zrobić, do kogo pójść i z kim porozmawiać, by w ogóle można było się tym zająć.
Stadionem (a przy okazji również drzewem) zarządza WOSiR (Warszawski Ośrodek Sportu i Rekreacji). Teoretycznie więc powinno wyglądać to tak: policja zgłasza w Polonii, a Polonia zgłasza w WOSiRze, że jest taka i taka sprawa i drzewa ma nie być. Bo jak będzie to nie będzie meczu ani z Legią ani z Lechem ani nawet z Izolatorem Boguchwała. WOSiR z kolei po przyjęciu takiego zgłoszenia składa wniosek o pozwolenie na wycinkę do Zarządu Dzielnicy Warszawa Śródmieście. Tam już oczywiście tylko piecząteczka, podpisik i sprawa załatwiona.
Proste, prawda? Ale drzewo jak stało tak i stoi. Wszystko wskazuje więc na to, że ten krótki łańcuszek musi mieć jakieś słabsze ogniwo, które ta sprawa zwyczajnie przerasta. A zatem co w tej urzędniczej maszynce nie zadziałało? Albo inaczej - kto nie zadziałał?
Policja? Nie.
Polonia? Nie - klub nie zarządza stadionem.
Śródmiejscy urzędnicy? Nie - w październiku zeszłego roku na spotkaniu poświęconym modernizacji stadionu przy Konwiktorskiej, Marcin Rzońca, zastępca burmistrza mówił, że pozwolenie może dać od ręki, ale najpierw ktoś tę rękę musi wyciągnąć. Ktoś w sensie WOSiR.
WOSiR? ... a drzewo jak stało tak i stoi.

wtorek, 27 stycznia 2009

Po prostu cieszmy się!

W takich chwilach nie ma co kombinować. Trzeba się cieszyć i już. Jesteśmy tam gdzie chcieliśmy, choć na tych mistrzostwach było już przynajmniej 15 momentów, że przynajmniej połowa z nas wątpiła, że się uda. Przynajmniej były emocje. Za dużo przynajmniej. Nieważne, jesteśmy w czwórce. Co najmniej ;) Mówi się, że suma szczęścia równa się zero. W takim razie póki co jesteśmy mocno na plusie.

I jeszcze jedno. Ten cytat stanie się klasykiem:

"Oni wycofują bramkarza, przechwytujemy i rzucamy. Mamy 15 sekund. To dużo czasu. "


Bogdan Wenta.

Dla nas już jesteście mistrzami!!!

piątek, 9 stycznia 2009

Boniek: Lato nie pisze do mnie SMS-ów, a Leo nie zajął nigdy 3. miejsca na mundialu

Dzisiaj na łamach "Polska The Times" ukazał się wstrząsający wywiad ze Zbigniewem Bońkiem. Mowa w nim o tym, że Grzegorz Lato nie odpisuje na SMS-y ze świątecznymi życzeniami oraz o padaniu na kolana ze spuszczonymi spodniami. Padaniu przed Leo i jemu podobnymi.

Zbigniewa Bońka zawsze będziemy pamiętać za trzy gole strzelone Belgom, niebanalne i często zaskakujące wypowiedzi oraz wąsa, którego zazdrościć nie musi mu chyba tylko Lech Wałęsa. Dziś nie będzie ani o tym pierwszym ani o tym ostatnim. Będzie o wywiadzie, którego udzielił "Polska The Times".
Boniek mówił w nim o kondycji polskiej piłki oraz o tym, że nie żałuje porażki w wyborach na prezesa PZPN. Mówił też o nowym szefie związku, niekoniecznie pochlebnie:
"Żeby jednak zarządzać taką korporacją jak PZPN, trzeba mieć w tym doświadczenie, odpowiednie predyspozycje, koncepcje rozwiązań i umiejętność ich realizacji. Lacie tego brakuje. On z zarządzaniem nie miał nic wspólnego. Po zakończeniu gry w piłkę był trenerem, zajął się polityką, a z kierowaniem firmą nie miał nic wspólnego."
Kiedy jednak rozmowa zeszła na temat minionych świąt, Boniek postanowił wytoczyć najcięższe działo:
"Czytałem w waszej gazecie, że Grzegorz mówił, że złożył mi życzenia. Nie przypominam jednak sobie, by dzwonił do mnie od czasu wyborów. Tego telefonu mi jednak nie brakuje. Dodam tylko, że nie odpisał nawet na mój SMS z życzeniami na święta."
Faktycznie, w wywiadzie udzielonym "Polska The Times" tuż przed świętami Lato mówił:
"Już przed wigilią do Zbyszka dzwoniłem. Życzyłem mu wszystkiego najlepszego i do zobaczenia. To jest mój przyjaciel."
I co? Nosek rośnie Panie Lato?

Druga część wywiadu nie była wcale gorsza. Pan Zbigniew odniósł się w niej do pytania, które zadał już sobie co drugi Polak: Co z tym Leo?
"Leo jako selekcjoner mi nie przeszkadza. Tylko śmiać mi się chce, jak słyszę jego nauki. Jaki to w nas drzemie potencjał. Że to niby na Euro mogliśmy zdobyć medal. A prawda jest taka, że gdyby nie Boruc, to trzy mecze przegralibyśmy po 0:4."
Aż strach pomyśleć co by było, gdyby w meczu z Belgią (a miało o tym nie być...) nie mógł zagrać Boniek.
Wracając do wywiadu - mimo, że panu Zbigniewowi trener Beenhakker zasadniczo nie przeszkadza, to nie można przecież jego ani innych obcokrajowców oceniać bezkrytycznie:
"Gdyby z Lechem awans wywalczył nie Smuda, ale Hiddink czy inny śmidink, od razu zrobilibyśmy z niego człowieka roku. Na kolana przed obcokrajowcami i to z opuszczonymi spodniami padamy, co mnie wkurza."
Niejeden by się wkurzył. Na koniec Boniek wziął w obronę polską myśl szkoleniową. Zrobiło się nieco refleksyjnie (ach ten mundial w Hiszpanii, ach ten mecz z Bel...miało nie być to nie będzie):
"Z tą naszą myślą szkoleniową nie jest tak źle jak Leo próbuje nam wmówić. Pielęgnujmy ją, poprawiajmy i nie wstydźmy się jej. Taki Antek Piechniczek zdobył z nami trzecie miejsce na świecie, a Leo do mundialu to z Holendrami nawet nie zdołał awansować."
Sama prawda - tradycja to rzecz święta i żaden śmidink nie będzie nam mówił co jest dobre a co złe! A w ogóle to jest moja piaskownica i to ja się tutaj bawię!

sobota, 20 grudnia 2008

Grosicki (znowu) w Ekstraklasie

Kamil "moje kłopoty to już przeszłość" Grosicki wraca do Ekstraklasy. Krupierzy zacierają ręce, kibice Jagiellonii myślą "może się zmienił?", a kibice Legii mają wątpliwości i myślą "pewnie się nie zmienił, ale może jednak?".

Ale po kolei. Grosicki to klasyczny przykład wielkiego talentu, który ma jeszcze większy talent do marnowania go. Karierę zaczął w szczecińskiej Pogoni, w barwach której zadebiutował w Ekstraklasie w 2006 roku mając niespełna 18 lat. Jeszcze podczas gry w Szczecinie chodziły słuchy, że jednym z podstawowych pytań jakie Kamil codziennie sobie zadaje jest: "Czerwone czy czarne?".
O Grosickim głośno się zrobiło jednak dopiero rok później, gdy tuż po przeprowadzce do Legii Warszawa odmówił wyjazdu na młodzieżowe mistrzostwa świata tłumacząc się, że chce się skoncentrować na występach w klubie. Pobyt w Warszawie rozpoczął od słów (a jakże by inaczej): "Hazard to już przeszłość, teraz liczy się tylko Legia". Pięć miesięcy później był już w zamkniętym ośrodku na odwyku. Wysłał go tam klub, opłacając przy okazji jego miesięczny pobyt. Dostał jeszcze jedną szansę, pojechał z Legią na obóz przygotowawczy, otrzymał powołanie do reprezentacji Polski i...wyjechał do Szwajcarii, aby "rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu" w FC Sion, dokąd został wypożyczony do końca 2008 roku. Tam zaczął jak zwykle, szybko wywalczył sobie miejsce w składzie, podawał, strzelał, grał coraz lepiej. Ciągle jednak najlepiej grało mu się tu. W sierpniu został odsunięty od zespołu i od tego czasu nie rozegrał ani jednego meczu.
Teraz wraca. Wiosną będzie występował w Jagiellonii Białystok. Po podpisaniu kontraktu na oficjalnej stronie klubu można było przeczytać, że "szybko odbuduję tu swoją formę" i "szkoda, że w Szwajcarii pojawiły się problemy". No szkoda. Ciekaw jestem czy w białostockim klubie jest choćby jedna osoba, która nie zadaje sobie pytania kiedy (nie czy) problemy wrócą.

Czym jestem dzisiaj? Zerem. Czym mogę być jutro? Jutro mogę zmartwychwstać i na nowo zacząć żyć! Mogę odnaleźć w sobie człowieka, dopóki ten jeszcze nie zginął!

F. Dostojewski "Gracz"

PS Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, życzę Kamilowi wysokich wygranych ;)