niedziela, 29 marca 2009

Nicklas Bendtner tygodnia: Victor Simões

Nie będzie TEGO gola, o którym każdy myśli. Nie wspomnę też ani słowem o TYM meczu, ponieważ w zasadzie nie wiadomo co powiedzieć. Miał być "Nicklas Bendtner tygodnia", to będzie.

Pudłem ostatnich siedmiu dni powinno zostać z pewnością zagranie niejakiego Victora Simõesa z brazylijskiego Botafogo.



Jak już jesteśmy przy brazylijskich rozgrywkach, wczoraj takiego oto gola strzelił dla Internacionalu Porto Alegre Honorato Nilmar.



Tak to się robi. Trzymajcie się i leczcie kaca po wczorajszym.

czwartek, 26 marca 2009

Karny po portugalsku. Gorzej być nie może

Wykonanie rzutu karnego to z pozoru prosta sprawa. Po tym, jak angielscy naukowcy opracowali przepis na idealnie strzeloną jedenastkę wydawało się nawet, że niewykorzystane karne powoli będą odchodzić do lamusa. A jednak nie. Anglicy nie wzięli bowiem pod uwagę, że wykonawca karnego wcale może nie mieć ochoty strzelać.

Bruno Pereirinha, piłkarz portugalskiej młodzieżówki, postanowił bowiem wykonać "karnego na Cruyffa", czyli zamiast oddać precyzyjny strzał zgodny z angielskimi wytycznymi, zdecydował się na podanie do kolegi. Całość miała oczywiście kompletnie zaskoczyć przeciwników, którymi byli zawodnicy z Republiki Zielonego Przylądka. Różnica między Johanem Cruyffem i Pereirinhą jest jednak taka, że temu drugiemu wyszło to co najwyżej słabo.


Czy był to najgorzej wykonany karny w historii? Można się spierać.



poniedziałek, 23 marca 2009

Adam Waddell i jemu podobni, czyli jak zostać gwiazdą YouTube'a

Recepta na zostanie gwiazdą sportu jest wyjątkowo prosta: wielki talent + ciężka praca z dodatkiem szczypty szczęścia. Całość gotujemy na wolnym ogniu uważając, żeby nie przypalić. Ale co zrobić, gdy brakuje nam jednego ze składników tej cudownej receptury, a "parcie na szkło" mimo wszystko jest i to niemałe? Wyjście jest jedno - zostać gwiazdą YouTube'a. Przepis jak tego dokonać jest jeszcze banalniejszy: wystarczy zrobić coś głupiego. I upewnić się, że ktoś to nagrał.

Adama Waddella od środy zna już cały świat. To klasyczny przypadek człowieka, o istnieniu którego nie mielibyśmy pojęcia, gdyby nie jego niecodzienny dunk i gdyby nie serwis YouTube.
Waddell, który właśnie ma swoje przysłowiowe 5 minut, aby zdobyć popularność postanowił przeprowadzić efektowną akcję zakończoną jeszcze efektowniejszym upadkiem. Nie jest to jednak jedyna droga prowadząca do stania się gwiazdą, dróg jest mniej więcej tyle co samych gwiazd. Albo i jeszcze trochę.
Jeśli i Ty marzysz, by filmik z Twoim udziałem miał ponad pół miliona wyświetleń, poniżej znajdziesz kilka przykładowych technik, jak tego dokonać.

Sposób nr 1: Stracić bramkę w kretyński sposób

Przykład 1 - Kormoran Purda
Jedna z niepisanych zasad piłki nożnej brzmi: "Zabronione jest robienie kołysek na własnej połowie boiska, bramkarze mają zakaz robienia kołysek w ogóle. W przeciwnym wypadku, istnieje duże prawdopodobieństwo zostania gwiazdą popularnego serwisu z filmami wideo".
Bla bla bla...straty zawsze można odrobić, a przecież konsekwencje wynikające ze złamania tego prawa nie są wcale takie przerażające, prawda? Poza tym, wiadomo po co są zasady.
Piłkarze A-klasowego Kormorana Purda prowadzili spokojne życie A-klasowej drużyny. Praca, trening, praca, trening, praca, mecz,...itd. Wszystko zmieniło się w jedną chwilę.



No i się zaczęło - prasa, telewizja, wywiady, głupie notki na blogach... Napastnik Kormorana, Arkadiusz Tamkun, tak oto tłumaczył całą sytuację:

"Naszemu bramkarzowi syn się urodził. Dlatego, co widać na filmie, podbiegł do nas i z tej okazji cieszył się razem z nami. Ja byłem jednym z zawodników, którzy go wołali. Potem było mi trochę głupio, bo nasz trener, który akurat grał w tym meczu strasznie się zagotował. Ale wygląda na to, że tylko jego ta sytuacja zdenerwowała, bo resztę po prostu bawi."

Komu jak komu, ale panu Arkowi w temacie cieszynek wierzyć trzeba. Mało jest takich fachowców jak on.



Przykład 2 - Michael Melka
Gdy piłkarz będący po trzydziestce ciągle gra w trzeciej lidze musi zdawać sobie sprawę z faktu, że wielkich szans na zrobienie kariery już nie ma. A przynajmniej kariery rozumianej w sposób klasyczny. Zwykle człowiek w takich sytuacjach wzrusza ramionami myśląc "no cóż, mówi się trudno...". Czasem jednak chęć pokazania się światu zwycięża. Prowadzić to może do różnych dziwnych i nieprzewidywalnych zdarzeń. W skrajnych przypadkach do czegoś takiego:



Sposób nr 2: Pobić sędziego na meczu


Przykład - Elvis Bowling
Bowling grał w kosza w lidze urugwajskiej. Jako że sędziowanie w tejże lidze w jego mniemaniu nie stało na najwyższym poziomie, Elvis doszedł do wniosku, że o problemie powinien dowiedzieć się cały świat, a w pierwszej kolejności sam arbiter. Prawy sierpowy Elvisa zrobił prawdziwą furorę w internecie, a Bowling został dożywotnio zdyskwalifikowany.



Sposób nr 3: Strzelić samobója i się z niego cieszyć

Przykład - Nobuhiro Sugawara
Strzelić samobója zdarzyć się może każdemu. Nie każdy jednak z tego powodu jest w stanie się cieszyć. Inaczej sprawa wyglądała z golem Nobuhiro Sugawary. Japoński hokeista został bowiem prawdopodobnie pierwszym w historii zawodnikiem otwarcie manifestującym swoją radość z pokonania własnego bramkarza. Gol Sugawary do dziś jest jedną z największych zagadek w dziejach sportu, porównywalną z nieśmiertelnym triple-double Ricky'ego Davisa oraz słynną bramką z meczu Watford - Reading.



Sposób nr 4: Ohydnie zanurkować

Przykład - Émerson Acuña
Nurkowanie to największa plaga współczesnego futbolu. Nie da się jednak ukryć, że najgorsi nurkowie stają się sławni, a ich popisy oglądają miliony. Takie czasy. Kiedyś, żeby znaleźć się na ustach całego świata trzeba było być mistrzem w jakiejś dyscyplinie. Dziś wystarczy przewrócić się w polu karnym i rżnąć głupa.


Sposób nr 5: Umieć się cieszyć

Przykład - Adam Bobrow
Adam Bobrow w pingpongowym światku zwany jest "Księżniczką Ping Ponga". Nie wdając się zbytnio w szczegóły pochodzenia jego pseudonimu, podkreślić należy, że jest to prawdopodobnie najbardziej nietuzinkowy pingpongista na naszej planecie, a jego euforia po zdobytym punkcie stała się kanonem i niekwestionowanym nr 1 wśród cieszynek odtańczonych.


Sposób nr 6: Ograć Devina Harrisa 1 na 1

Przykład - Stuart Tanner
Coś dla osób, które nie chcą robić z siebie idioty. Sprawę utrudnia jednak konieczność ośmieszenia gwiazdy NBA. Coś za coś. Aczkolwiek jeśli zdarzy się komuś jeszcze szansa gry 1 na 1 z Devinem Harrisem, należy pamiętać, że droga do sławy wiedzie między jego nogami (tylko bez skojarzeń).
Niech nikogo nie zmyli sweterek i jeansy Tannera. Wystarczy, że zmyliły Harrisa. Stuart to legenda angielskiego streetballu. Od jakiegoś czasu również legenda YouTube'a.

niedziela, 22 marca 2009

Nicklas Bendtner tygodnia: Semir Štilić

Drużynę Lecha Poznań można lubić albo nie (odkrywcze, prawda?). Tak samo jest z bośniackim pomocnikiem Kolejorza, Semirem Štiliciem. Trzeba jednak zarówno Poznaniakom jak i Štiliciowi oddać, że dodają naszej lidze kolorytu. I nawet, gdy nie strzelają pięknych bramek, ich akcje warto oglądać. Na przykład tę z meczu przeciw Arce Gdynia.

Tym razem nagroda imienia Nicklasa Bendtnera mogła pojechać tylko i wyłącznie do Poznania. Jeśli w przyszłości powstanie wyróżnienie typu "Nicklas Bendtner 2009", Semir będzie na pewno jednym z faworytów.


Do następnego tygodnia.

środa, 18 marca 2009

Biali potrafią skakać, gorzej z lądowaniem...

Bycie białym koszykarzem to ciężki kawałek chleba. Albo się człowiek przyzwyczai do spojrzeń z góry (nie chodzi o różnicę wzrostu) ciemniejszych kolegów, albo postanowi walczyć ze stereotypami udowadniając przy okazji całemu światu, że biały też potrafi. I to nie gorzej niż czarny.

Adam Waddell, koszykarz drużyny NCAA Wyoming Cowboys, postanowił pójść tą drugą drogą. Wczoraj pokazał, że biali potrafią skakać, dunkować - jako tako, ale też umieją, robić salta - też, lądować po dunkach zakończonych saltami - nie.


poniedziałek, 16 marca 2009

Get a penalty or dive trying: Morten Gamst Pedersen - niech mu ziemia równą będzie

Jeśli wymuszanie rzutów karnych to najbardziej nieznośna rzecz, jaka istnieje w futbolu, to poznaliśmy właśnie najbardziej nieznośnego piłkarza, jaki stąpa po murawach, podkreślmy - murawach wyjątkowo nierównych oraz pełnych wyrw i zapadlisk, można wręcz powiedzieć - prawdziwych bezdrożach wśród muraw. Oto norweski piłkarz Blackburn Rovers, Morten Gamst Pedersen.

A tak oto wyglądało jego "starcie" z obrońcą Arsenalu Londyn, Bacarim Sagną:



Podobno Morten dostał po meczu SMS-a z gratulacjami od Alberto Gilardino. Mnie nie pozostaje nic innego jak do gratulacji się dołączyć oraz życzyć, aby w przyszłości nie przyszło mu zagrać na przykład tu.

niedziela, 15 marca 2009

Nicklas Bendtner tygodnia: Nicklas Bendtner

Z dniem dzisiejszym startuje nowy cykl pt. "Nicklas Bendtner tygodnia", w którym to przedstawiane będą najgorsze pudła mijających siedmiu dni. Na dobry początek tytułowy bohater i jego 5 okazji w meczu Arsenalu Londyn przeciwko Blackurn Rovers.

Wartym podkreślenia jest fakt, iż na 4 pierwsze pudła Bendtner potrzebował zaledwie dwie minuty.



Zanim pojawią się głosy w stylu: "Ten chłopak ma zaledwie 21 lat, w tym wieku marnowanie sytuacji jest normalne, a w ogóle to pudłować jest rzeczą ludzką" przypomnę tylko, że Bendtner jest autorem najgorszego zagrania w historii Ligi Mistrzów:



Jednego z najgorszych pudeł tego sezonu w Europie:



Oraz takiego oto strzału w niedawnym meczu 1/8 finału Champions League przeciwko AS Roma:


Do następnego tygodnia.

wtorek, 10 marca 2009

Get a penalty or dive trying: Nurkowanie po belgijsku

Rozgrywki ligi belgijskiej nie należą z pewnością do najpopularniejszych w naszym kraju. Przeciętny polski kibic wie o nich mniej więcej tyle, co Kamil Durczok o czystych stołach - czyli gów niewiele. Wiadomo, że gdzieś takie coś istnieje, ale zobaczyć udaje nam się z rzadka. A szkoda, bo w Belgii znają się na wielu tajnikach gry w piłkę. Na nurkowaniu też.

Oto fragment meczu AA Gent - AFC Tubize. Bohater gra w drużynie gospodarzy, pochodzi z Senegalu i nazywa się Mbaye Leye.


Osoby, które właśnie się głowią: "gdzieś już to widziałem, ale gdzie?", chciałbym uspokoić. Tu:


poniedziałek, 2 marca 2009

Atletico - Barcelona, czyli emocje gwarantowane

Atletico Madryt - FC Barcelona 4:3. Kto nie widział, ten trąba. A ten, kto jednak oglądał i myśli teraz, że takiego widowiska powtórzyć się już nie da, też trąba. Jakby tak bowiem przypomnieć sobie trochę spotkań tych ekip z ostatnich lat, wychodzi na to, że wczorajszy pojedynek nie był niczym nadzwyczajnym. Można rzec nawet, że był taki sobie, szary, zwykły, przewidywalny. Nic specjalnego po prostu. A to dlatego, że mecze między tymi zespołami takie już po prostu są. I nic nie da się na to poradzić.

W ostatnich 36 spotkaniach między Atletico a Barceloną padły 142 bramki. Daje to przeciętnie 3,94 gola na mecz. Całkiem niezła średnia, widowiska też przyznać trzeba nie najgorsze.
Oto przypomnienie najciekawszych pojedynków ostatnich lat między Atletico a Barceloną. Zaczynamy w latach 90-tych.

Atletico Madryt - FC Barcelona 4:3. 30.10.1993


Czyli Roman "Koseky" szoł. Do przerwy było 3:0 dla Barcy po klasycznym hat-tricku Romario. W drugiej połowie nasz polski torero poprowadził jednak Atletico do historycznego zwycięstwa zdobywając dwa gole i zaliczając asystę przy decydującym trafieniu Jose Luisa Caminero. Klasyk po prostu, stadion Vicente Calderon tego dnia oszalał.



FC Barcelona - Atletico Madryt 5:3. 12.03.1994

Rewanż w tym samym sezonie. Barca przegrywa do przerwy 2:3, ale w drugiej połowie udaje jej się odwrócić losy spotkania. Atletico nie pomógł nawet Roman Kosecki. Znowu hat-trick Romario, 2 gole dołożył Hristo Stoichkov. Dla Rojiblancos trafiali Pedro, Manolo i Caminero.
W następnym sezonie, po kolejnym thrillerze Barcelona wygrała na Camp Nou 4:3, a jedną z bramek zdobył dzisiejszy trener ekipy z Katalonii, Josep Guardiola.



FC Barcelona - Atletico Madryt 5:4. 12.03.1997

Półfinał Pucharu Hiszpanii. Równo 3 lata po wygranej 5:3. W pierwszym meczu w Madrycie padł wynik 2:2, teraz do przerwy Rojiblancos prowadzili 3:0 po hat-tricku Milinko Panticia. Barca do awansu potrzebowała więc 4 goli. Trzy i pół roku wcześniej Atletico pokazało, że nie ma rzeczy niemożliwych, jednak problem Blaugrany polegał na tym, że Romario, który znał się trochę na wbijaniu goli piłkarzom z Madrytu, grał już FC Valencia. Próba ekspresowego transferu Brazylijczyka w przerwie meczu nie powiodła się i Katalończycy musieli sobie radzić z tymi piłkarzami, których mieli. A w bordowo-granatowych koszulkach biegało wtedy choćby dwóch gołowąsów - Ronaldo i Luis Figo. To właśnie oni poderwali drużynę do walki. Powtórzyła się więc i odwróciła historia z Vicente Calderon. Ronaldo był tego dnia katalońskim Romanem Koseckim, w roli Caminero wystąpił Pizzi. Warto obejrzeć przynajmniej ze względu na komentatora.



FC Barcelona - Atletico Madryt 1:3. 05.02.2006


Jeden z najlepszych meczów Fernando Torresa w barwach Atletico. Jego 2 gole zapewniły Rojiblancos niespodziewane zwycięstwo na Camp Nou.



Atletico Madryt - FC Barcelona 0:6. 20.05.2007

Gdyby nie stadion pełen kibiców można by pomyśleć, że oglądamy mecz okręgówki, gdzie piłkarze gospodarzy byli dzień wcześniej na dożynkach albo innych andrzejkach i wracają prosto z imprezy. To było jedno z niewielu spotkań, w którym bramki Atletico strzegł niejaki Pichu.



Atletico Madryt - FC Barcelona 4:2. 01.03.2008

Najpierw cudowna przewrotka Ronaldinho, a potem popis gry Kuna Aguero. 2 gole, asysta przy bramce Maxi Rodrigueza oraz wywalczony karny mówią same za siebie.



FC Barcelona - Atletico Madryt 6:1. 04.10.2008


Barca po 8 minutach prowadziła już 3:0, to nie był emocjonujący mecz.



Atletico Madryt - FC Barcelona 4:3. 01.03.2009

Dokładnie rok po poprzednim zwycięstwie, Atletico pokonuje po dramatycznym meczu Barcelonę. Kto nie widział, ten trąba.



PS Jeśli komuś mało, to na jednej z popularnych stron z filmami wideo można znaleźć też nieco starsze pojedynki - ligowe spotkanie z sezonu 1960/61, półfinał Copa del Rey w 1968 roku oraz ligowy mecz na Camp Nou z sezonu 1975/76.