sobota, 7 lutego 2009

Operacja się udała, ale pacjent zmarł, czyli najgorsze zmiany trenerów (cz. 2)

Ewolucja to rzecz jak najbardziej naturalna, zmienia się świat, kultura, obyczaje, zmieniają się ludzie - po prostu panta rhei. Wszystko to jest nieuniknione i często wręcz konieczne, aby nie stać w miejscu i dalej móc się rozwijać. Nie inaczej jest z trenerami - roszady szkoleniowców były, są i będą. Gdy nie ma wyników, takie zmiany to generalnie dobry pomysł, ale pod jednym warunkiem - że są to zmiany na lepsze.

Oto druga część zestawienia tych, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, choć w zasadzie to żaden czas nie wydaje się dla nich odpowiedni.

5. Mike Kitchen za Joela Quenneville'a (hokej, St. Louis Blues)

Co zrobić, gdy zespół, który co roku, nieprzerwanie od 23 sezonów gra w play-offach, nagle ma kłopoty z awansem? W 2004r Bill Laurie, ówczesny właściciel St. Louis Blues wpadł na pomysł, by w tej kryzysowej sytuacji zatrudnić Mike'a Kitchena. Poprzednik Kitchena, Joel Quenneville prowadził zespół od ośmiu sezonów. Nie były to dla Blues lata szczególnie tłuste, ale na pewno nie chude. Ot, takie tam sobie przeciętne. Bluesmani co roku byli oczywiście w play-offach, jednak nic wielkiego tam nie zwojowali. Inna sprawa, że nie bardzo mieli kim wojować, bo drużyna z St. Louis w tym czasie nie była hokejową odmianą galacticos, a wybitni zawodnicy (może poza Alem MacInnisem) omijali miasto szerokim łukiem.
W sezonie 2003/04 Bluesmani pod wodzą Quenneville'a balansowali na granicy 8/9 miejsca w konferencji. Gra w play-offach nie była więc taka oczywista, choć ich bilans należy uznać za przyzwoity - 29 zwycięstw, 25 porażek i 7 remisów. Właściciel stwierdził jednak, że zespół potrzebuje zmian, jakiegoś impulsu, kogoś, kto będzie powiewem świeżości, kto sprawi, że zawodnicy przejdą na tę jasną stronę księżyca i osiągną upragniony "international level". Mówiąc wprost - Laurie skonstatował, że niezbędny jest ktoś taki jak Mike Kitchen.
Z początku wydawało się, że to rozsądna decyzja - Mike wygrał 10 z 21 meczów i uratował tym samym sezon dla Blues. 24. z rzędu awans do rozgrywek posezonowych, to trzeci najlepszy wynik w historii profesjonalnego sportu w USA. W samych play-offach było już nieco gorzej, St. Louis przegrali gładko w 1. rundzie z San Jose Sharks i mogli jechać na wakacje. Mało kto się tym jednak przejął, w tych okolicznościach sukcesem był sam awans. W klubie, po trenerskiej karuzeli zapanował optymizm, wiara w lepsze jutro i przekonanie, że najgorsze mają już za sobą. Nikt na pewno nie podejrzewał, że Mike Kitchen to chodząca bomba z opóźnionym zapłonem, a z tym "najgorsze już za sobą", to nie do końca jest prawda.
Jako, że sezon 2004/05 został odwołany z powodu lokautu, Kitchen i jego Blues mieli podbić NHL dopiero rok później. Zgadnijcie czy się udało. Prawidłowa odpowiedź brzmi: Nie. Bluesmani w sezonie 2005/06 zaczęli niemiłosiernie fałszować i przegrali 61 z 82 meczów stając się pośmiewiskiem ligi, jako jedyni nie przekroczyli granicy 200 zdobytych goli i dopiero czwarty raz w historii, a pierwszy od 1979r nie uzyskali awansu do play-offów. To był najgorszy sezon w St. Louis od 27 lat. Nawet ich kibice nie chcieli już tego oglądać - średnia widzów w ich hali spadła z 18 000 do 12 000. Żeby było śmieszniej, Kitchen utrzymał pracę i dostał drugą szansę, aby udowodnić, że to co było do tej pory było dziełem przypadku, zwykłym zrządzeniem losu. I udowodnił. W następnym sezonie po siedmiu porażkach z rzędu został zwolniony.
Zatrudnienie Kitchena to był przypadek. I tak to należy traktować.

4. Tim Floyd za Phila Jacksona (koszykówka, Chicago Bulls)

Nic nie trwa wiecznie - to wyświechtane powiedzenie pasuje w tym przypadku jak ulał. Wraz z ostatecznym odejściem z Chicago Michaela Jordana, rozpadła się mistrzowska ekipa Bulls. Skończyła się tym samym jedna z największych dynastii w historii sportu. To był koniec ery Pippena, Rodmana, Kerra, a nawet Luca Longleya. Odszedł także trener Phil Jackson. Zmiany te oznaczały dla Bulls po prostu koniec wszystkiego, a początek...hmm, jakby to powiedzieć? Może tak: "ery Tima Floyda".
23 lipca 1998r Tim Floyd został nowym trenerem mistrzów NBA, Chicago Bulls. Od początku wiadomo było, że nie będzie łatwo. Drużyna jaką dostał Floyd nieco się różniła od tej, która zdobyła 6 tytułów mistrzowskich. Nie było Jordana, nie było Pippena, Rodmana, Kerra. Luca Longleya też nie było. Nie było niczego. Dlatego też nie mam zamiaru znęcać się nad Floydem. Podam może tylko bilans, jaki osiągnął w trakcie ponad trzyletniego pobytu w Chicago: 49 zwycięstw i 190 porażek. Żaden trener w historii ligi nie wypada w tej materii gorzej.
"Era Tima Floyda" była oczywiście najgorszym okresem w dziejach klubu. Faktu, dlaczego Tim tak długo utrzymywał się na swoim stanowisku nie tłumaczy nawet fizyka kwantowa, teoria chaosu i światów równoległych. Żeby tak do końca go nie oczerniać, w trakcie jego kadencji można było dopatrzyć się również pozytywów. A właściwie jednego pozytywu. Na plus dla Floyda należy na pewno zapisać świąteczny prezent, jaki sprawił kibicom Bulls w 2001r. W Wigilię podał się do dymisji, a gdy odchodził tak oto rzekł:

"To była niebywała szansa, ale pewne rzeczy po prostu nie działały."
3. Carlos Queiroz za Vicente del Bosque (piłka nożna, Real Madryt)

Vicente del Bosque jest jednym z najbardziej utytułowanych trenerów w historii Realu Madryt. To prawdziwa legenda, człowiek, który większość swojego życia poświęcił temu klubowi. Trafił do niego w 1964r w wieku 14 lat. Prawie całą piłkarską karierę spędził na Santiago Bernabéu, a po jej zakończeniu znalazł się w sztabie szkoleniowym Królewskich. Przez lata był jednak traktowany w klubie trochę z przymrużeniem oka, w Realu zmieniali się trenerzy, piłkarze, prezesi, a del Bosque czekał i czekał na swoją szansę. To właśnie on wkraczał do akcji w charakterze strażaka, gdy zwalniani byli kolejni szkoleniowcy. Po ugaszeniu pożaru ustępował jednak miejsca "komuś z nazwiskiem" i czekał dalej.
Jego cierpliwość została nagrodzona w listopadzie 1999r, gdy wreszcie na dłużej otrzymał szansę trenowania Realu. Czekał na nią 15 lat, ale było warto. W trakcie trzyipółletniej pracy wygrał dwukrotnie Ligę Mistrzów (2000 i 2002), raz Superpuchar Europy (2002), Puchar Interkontynentalny (2002) i Superpuchar Hiszpanii (2001). Dołożył do tego dwa tytuły mistrza kraju (2001 i 2003). W Madrycie nie było tak dobrze od czasów Alfredo di Stéfano i Ferenca Puskása. Widocznie było za dobrze, ponieważ dzień po wygraniu La Ligi w 2003r prezes Realu, twórca galacticos, Florentino Perez zwolnił del Bosque. A to dlatego, że "czuł, iż Vicente nie jest odpowiednią osobą do prowadzenia zespołu". Reakcja szkoleniowca była zrozumiała.

"Nie spodziewałem się, że po tylu latach tak mnie potraktują
."
Jego następcą został Carlos Queiroz, wieloletnia prawa ręka Alexa Fergusona w Manchesterze United. Queiroz dostał do prowadzenia prawdziwego samograja: Zidane, Raul, Ronaldo, Figo, Beckham, Roberto Carlos - to był najlepszy zespół na świecie. I faktycznie, Real Queiroza z początku wygrywał wszystko jak leci. W lutym 2004r był na pierwszym miejscu w tabeli z przewagą 8 pkt nad Valencią, grał dalej w Lidze Mistrzów i Pucharze Hiszpanii. Żyć nie umierać.
"Jeżeli myślisz, że coś idzie dobrze - na pewno nie wiesz wszystkiego". Carlos Queiroz prawdopodobnie nie znał tego prawa Murphy'ego, a nawet jeśli znał to nie potrafił nic poradzić, aby się nie sprawdziło. Koniec miał swój początek w marcu. Zaczęło się od przegranej w finale Copa del Rey z Realem Saragossa, potem była klęska z Monaco w Lidze Mistrzów, nie lepiej było na krajowym podwórku - po porażce u siebie z Osasuną 0:3, Real pożegnał się z fotelem lidera. Queiroz przegrał pięć ostatnich meczów sezonu i skończył ligę na czwartym miesjcu. Przy okazji skończył swoją pracę w Madrycie, skończyli się też wtedy galacticos. Okazało się, że prawa Murphy'ego rzeczywiście działają, na przykład to:
"Poprawianie czegoś, co działa dobrze, sprawi, że zacznie to działać źle."

2. Rich Kotite za Pete'a Carrolla (futbol amerykański, New York Jets)


W zasadzie samo zdjęcie mogłoby wystarczyć za komentarz, niemniej jednak wyniki Richa Kotite w New York Jets były porównywalne z jego aparycją. Kotite na początku 1995 roku zastąpił na stanowisku trenera Jets Pete'a Carrolla, po tym jak ten drugi uzyskał sezon wcześniej bilans 6 zwycięstw i 10 porażek (pomimo całkiem niezłego startu - 6-4). Ówczesny właściciel zespołu, Leon Hess, zmianę trenera tłumaczył następująco:

"Mam już 80 lat. Nie mogę czekać. Chcę wyników od razu!"
No i miał wyniki. I to nie byle jakie, bo historyczne. Bilans jaki osiągnął Kotite przeszedł do annałów nowojorskiego klubu. Rok 1995 to 3 zwycięstwa w 16 meczach i najgorszy sezon w dziejach Jets. Hess najwyraźniej przeżywał w tym okresie drugą młodość, ponieważ postanowił poczekać na lepsze wyniki do następnego roku i zostawił Kotite'a na swym stanowisku. Widocznie uznał, że sukces rodzi się w bólach. Niestety dla niego i Jets, słowa "sukces" i "Kotite" po prostu do siebie nie pasują, gryzą się. W sezonie 1996 Nowojorczycy uzyskali bilans 1-15, a Rich wychwalając po porażkach grę swoich podopiecznych w defensywie, najwyraźniej chciał sędziwego właściciela wpędzić do grobu. Po przygodzie (to lepsze określenie niż praca) w Jets Kotite nie wrócił już do zawodu.

1. Oscar Tabárez za Fabio Capello (piłka nożna, AC Milan)

Latem 1996r, po pięciu latach pracy, Fabio Capello postanowił opuścić Mediolan i przenieść się do Realu Madryt. Capello odchodził w glorii zwycięzcy - 4 tytuły mistrza Włoch, 3 finały Ligi Mistrzów z rzędu, w tym jeden wygrany. Były to wielkie osiągnięcia na miarę wielkiego trenera.
Miejsce Capello na ławce trenerskiej AC Milanu zajął Urugwajczyk Oscar Tabárez, człowiek jeśli nie znikąd - to na pewno z bardzo daleka. Tabárez mógł bowiem pochwalić się sukcesami jedynie z drużynami z Ameryki Południowej, gdzie prowadził m.in. ekipy Peñarolu Montevideo oraz Boca Juniors. Był również selekcjonerem reprezentacji Urugwaju. Jak na kogoś, kto ma prowadzić aktualnego mistrza Włoch i jedną z najlepszych drużyn świata - były to osiągi stosunkowo skromne. Skromnością odznaczał się również sam Tabárez, który właśnie tę cechę postanowił uczynić swoim znakiem rozpoznawczym podczas pobytu w Mediolanie. Uprzedzając nieco fakty - krótkiego pobytu. Bardzo krótkiego.
Pod wodzą Tabáreza Milan grał skromnie, miał skromne wyniki i przegrywał wszystko co tylko mógł. Najpierw w Superpucharze Włoch Mediolańczycy polegli na San Siro z Fiorentiną. Następnie w Serie A, drużyna Tabáreza bardziej niż obroną tytułu przejmowała się walką o uniknięcie degradacji. Na pocieszenie pozostaje Tabárezowi Liga Mistrzów, z której nie odpadł, bo...nie zdążył. W grudniu 1996r, przed ostatnim meczem grupowym, meczem o być albo nie być (to były ulubione mecze Tabáreza) z Rosenborgiem Trondheim prezydent Milanu, Silvio Berlusconi grzecznie podziękował Urugwajczykowi za ogrom pracy, jaki wykonał w klubie, aby na stałe zapisać się w jego historii. Zastępujący go Arrigo Sacchi mecz z Rosenborgiem oczywiście przegrał i tak oto zakończyła się dominacja Milanu w Europie w połowie lat 90-tych.
Tabárez do dziś uważany jest za najgorszego trenera w dziejach AC Milan.

Historia pokazuje, że po zmianach szkoleniowców kluby potrafią wyjść na prostą, zdarza się to nawet często, jednak nie zawsze. Czasem bowiem takie zmiany wychodzą klubom bokiem, a wszystko zaczyna się od podjęcia tej jednej jedynej decyzji. Można zatrudniać szkoleniowców o uznanej renomie, można tych nieco mniej znanych. Niemniej jednak nic nie jest w stanie zagwarantować sukcesu, bo przecież trener jak to trener - niczego nie może być pewien. I to jest pewne.

6 komentarzy:

  1. na początek - fajnie ze tak szybko sie Pan z tym uwinął. Szczerze mówiąc, to myślałem, że Del Bosque wskoczy troszkę wyżej, nie chodzi o jego poprzednika ale o to jakiego trenera zwolnił Real Madryt.Mam takie 2 pytania i jeśli mógłbym dostać na nie odpowiedź to byłbym wdzięczny :)

    Dlaczego akurat Mundialeiro?
    Czy myślał Pan o napisaniu czegoś podobnego, z tym że w odwrotną stronę? o dobrych trenerach, którzy zastąpili tych słabszych?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu Queiroz dopiero trzeci? Tabárez jest poza konkurencją, Milan mógł mieć w tym czasie przynajmniej 20 lepszych trenerów, a wybrał jego, co odbijało się czkawką jeszcze 2 sezony.
    Natomiast rywalizacja o drugie miejsce była zacięta, szczerze mówiąc przekonała mnie dopiero ta fotka Kotite :)
    Dlaczego Mundialeiro? Bo lubię Maleńczuka...i nie miałem lepszego pomysłu ;)
    Nie myślałem o takiej notce, ale może pomyślę...jednak jak będę miał więcej czasu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Terry Porter!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla Tabareza rzeczywiście nie ma konkurencji, ale myslalem ze na 2 miejscu bedzie Queiroz wlasnie... chociaz jak patrze na wyniki Kotite, to moze rzeczywiscie mu sie to miejsce nalezy ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no, Karpik, serce mi łamiesz! Liczyłem, że w Top 5 będzie ew. Grant+Scolari za Mourinho, a tutaj taki zawód! Brazylijczyk w ciągu 5 miesięcy stracił na Stamford Bridge więcej punktów aniżeli Portugalczyk przez dwa i pół roku. Z żelaznej defensywy nie zostało nic, w ataku totalny brak pomysłu, a zespół idzie na Puchar UEFA - najgorzej od siedmiu lat i ery przed-Abramowiczowej ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Robert, ale Grant+Scolari takie trochę naciągane by było :P
    Gdyby Scolari zmienił Jose bezpośrednio to może i faktycznie, a tak to...wybacz mi :P

    OdpowiedzUsuń