niedziela, 17 maja 2009
poniedziałek, 11 maja 2009
Get a penalty or dive trying: Prawdopodobnie najgorsza akcja sezonu
Po obejrzeniu akcji Davida Di Michele (i Jamie Carraghera) z niedawnego meczu Premier League między West Hamem a Liverpoolem trudno oprzeć się wrażeniu, że zobaczyliśmy coś niezwykłego. I trudno powiedzieć co jest bardziej niezwykłe: strata Carraghera, drybling Di Michele czy może jego nurkowanie. Najbardziej niezwykłe jest chyba jednak to, że to wszystko wydarzyło się w przeciągu 5 sekund. I że w ogóle się wydarzyło.
To już pewne. Tak właśnie wygląda najgorsza akcja mijającego sezonu.
Żeby mogło być gorzej, Zach Randolph musiałby zacząć grać w piłkę.
niedziela, 12 kwietnia 2009
Get a penalty or dive trying: Gary! Jak mogłeś?!
Świat się kończy. Stało się. Gary Neville, kapitan i żywa legenda Manchesteru United zrobił to, czego kapitan i żywa legenda Manchesteru United zrobić nigdy nie powinna. Zanurkował. W dodatku zrobił to beznadziejnie.
Fragment wczorajszego meczu Premier League przeciwko Sunderlandowi.
sobota, 4 kwietnia 2009
niedziela, 29 marca 2009
Nicklas Bendtner tygodnia: Victor Simões

Tak to się robi. Trzymajcie się i leczcie kaca po wczorajszym.
piątek, 27 marca 2009
czwartek, 26 marca 2009
Karny po portugalsku. Gorzej być nie może

Bruno Pereirinha, piłkarz portugalskiej młodzieżówki, postanowił bowiem wykonać "karnego na Cruyffa", czyli zamiast oddać precyzyjny strzał zgodny z angielskimi wytycznymi, zdecydował się na podanie do kolegi. Całość miała oczywiście kompletnie zaskoczyć przeciwników, którymi byli zawodnicy z Republiki Zielonego Przylądka. Różnica między Johanem Cruyffem i Pereirinhą jest jednak taka, że temu drugiemu wyszło to co najwyżej słabo.
Czy był to najgorzej wykonany karny w historii? Można się spierać.
poniedziałek, 23 marca 2009
Adam Waddell i jemu podobni, czyli jak zostać gwiazdą YouTube'a

Waddell, który właśnie ma swoje przysłowiowe 5 minut, aby zdobyć popularność postanowił przeprowadzić efektowną akcję zakończoną jeszcze efektowniejszym upadkiem. Nie jest to jednak jedyna droga prowadząca do stania się gwiazdą, dróg jest mniej więcej tyle co samych gwiazd. Albo i jeszcze trochę.
Jeśli i Ty marzysz, by filmik z Twoim udziałem miał ponad pół miliona wyświetleń, poniżej znajdziesz kilka przykładowych technik, jak tego dokonać.
Przykład 1 - Kormoran Purda
Bla bla bla...straty zawsze można odrobić, a przecież konsekwencje wynikające ze złamania tego prawa nie są wcale takie przerażające, prawda? Poza tym, wiadomo po co są zasady.
Piłkarze A-klasowego Kormorana Purda prowadzili spokojne życie A-klasowej drużyny. Praca, trening, praca, trening, praca, mecz,...itd. Wszystko zmieniło się w jedną chwilę.
"Naszemu bramkarzowi syn się urodził. Dlatego, co widać na filmie, podbiegł do nas i z tej okazji cieszył się razem z nami. Ja byłem jednym z zawodników, którzy go wołali. Potem było mi trochę głupio, bo nasz trener, który akurat grał w tym meczu strasznie się zagotował. Ale wygląda na to, że tylko jego ta sytuacja zdenerwowała, bo resztę po prostu bawi."
Przykład 2 - Michael Melka
Sposób nr 2: Pobić sędziego na meczu
Przykład - Elvis Bowling
Bowling grał w kosza w lidze urugwajskiej. Jako że sędziowanie w tejże lidze w jego mniemaniu nie stało na najwyższym poziomie, Elvis doszedł do wniosku, że o problemie powinien dowiedzieć się cały świat, a w pierwszej kolejności sam arbiter. Prawy sierpowy Elvisa zrobił prawdziwą furorę w internecie, a Bowling został dożywotnio zdyskwalifikowany.
Sposób nr 3: Strzelić samobója i się z niego cieszyć
Przykład - Nobuhiro Sugawara
Strzelić samobója zdarzyć się może każdemu. Nie każdy jednak z tego powodu jest w stanie się cieszyć. Inaczej sprawa wyglądała z golem Nobuhiro Sugawary. Japoński hokeista został bowiem prawdopodobnie pierwszym w historii zawodnikiem otwarcie manifestującym swoją radość z pokonania własnego bramkarza. Gol Sugawary do dziś jest jedną z największych zagadek w dziejach sportu, porównywalną z nieśmiertelnym triple-double Ricky'ego Davisa oraz słynną bramką z meczu Watford - Reading.
Sposób nr 4: Ohydnie zanurkować
Przykład - Émerson Acuña
Nurkowanie to największa plaga współczesnego futbolu. Nie da się jednak ukryć, że najgorsi nurkowie stają się sławni, a ich popisy oglądają miliony. Takie czasy. Kiedyś, żeby znaleźć się na ustach całego świata trzeba było być mistrzem w jakiejś dyscyplinie. Dziś wystarczy przewrócić się w polu karnym i rżnąć głupa.
Sposób nr 5: Umieć się cieszyć
Przykład - Adam Bobrow
Adam Bobrow w pingpongowym światku zwany jest "Księżniczką Ping Ponga". Nie wdając się zbytnio w szczegóły pochodzenia jego pseudonimu, podkreślić należy, że jest to prawdopodobnie najbardziej nietuzinkowy pingpongista na naszej planecie, a jego euforia po zdobytym punkcie stała się kanonem i niekwestionowanym nr 1 wśród cieszynek odtańczonych.
Sposób nr 6: Ograć Devina Harrisa 1 na 1
Przykład - Stuart Tanner
Coś dla osób, które nie chcą robić z siebie idioty. Sprawę utrudnia jednak konieczność ośmieszenia gwiazdy NBA. Coś za coś. Aczkolwiek jeśli zdarzy się komuś jeszcze szansa gry 1 na 1 z Devinem Harrisem, należy pamiętać, że droga do sławy wiedzie między jego nogami (tylko bez skojarzeń).
niedziela, 22 marca 2009
Nicklas Bendtner tygodnia: Semir Štilić

Do następnego tygodnia.
środa, 18 marca 2009
Biali potrafią skakać, gorzej z lądowaniem...

Adam Waddell, koszykarz drużyny NCAA Wyoming Cowboys, postanowił pójść tą drugą drogą. Wczoraj pokazał, że biali potrafią skakać, dunkować - jako tako, ale też umieją, robić salta - też, lądować po dunkach zakończonych saltami - nie.
poniedziałek, 16 marca 2009
Get a penalty or dive trying: Morten Gamst Pedersen - niech mu ziemia równą będzie

A tak oto wyglądało jego "starcie" z obrońcą Arsenalu Londyn, Bacarim Sagną:
niedziela, 15 marca 2009
Nicklas Bendtner tygodnia: Nicklas Bendtner

wtorek, 10 marca 2009
Get a penalty or dive trying: Nurkowanie po belgijsku

Oto fragment meczu AA Gent - AFC Tubize. Bohater gra w drużynie gospodarzy, pochodzi z Senegalu i nazywa się Mbaye Leye.
poniedziałek, 2 marca 2009
Atletico - Barcelona, czyli emocje gwarantowane

Oto przypomnienie najciekawszych pojedynków ostatnich lat między Atletico a Barceloną. Zaczynamy w latach 90-tych.
Atletico Madryt - FC Barcelona 4:3. 30.10.1993
FC Barcelona - Atletico Madryt 5:3. 12.03.1994
W następnym sezonie, po kolejnym thrillerze Barcelona wygrała na Camp Nou 4:3, a jedną z bramek zdobył dzisiejszy trener ekipy z Katalonii, Josep Guardiola.
FC Barcelona - Atletico Madryt 5:4. 12.03.1997
FC Barcelona - Atletico Madryt 1:3. 05.02.2006
Atletico Madryt - FC Barcelona 0:6. 20.05.2007
Gdyby nie stadion pełen kibiców można by pomyśleć, że oglądamy mecz okręgówki, gdzie piłkarze gospodarzy byli dzień wcześniej na dożynkach albo innych andrzejkach i wracają prosto z imprezy. To było jedno z niewielu spotkań, w którym bramki Atletico strzegł niejaki Pichu.
Atletico Madryt - FC Barcelona 4:2. 01.03.2008
Najpierw cudowna przewrotka Ronaldinho, a potem popis gry Kuna Aguero. 2 gole, asysta przy bramce Maxi Rodrigueza oraz wywalczony karny mówią same za siebie.
FC Barcelona - Atletico Madryt 6:1. 04.10.2008
Barca po 8 minutach prowadziła już 3:0, to nie był emocjonujący mecz.
Atletico Madryt - FC Barcelona 4:3. 01.03.2009
Dokładnie rok po poprzednim zwycięstwie, Atletico pokonuje po dramatycznym meczu Barcelonę. Kto nie widział, ten trąba.
PS Jeśli komuś mało, to na jednej z popularnych stron z filmami wideo można znaleźć też nieco starsze pojedynki - ligowe spotkanie z sezonu 1960/61, półfinał Copa del Rey w 1968 roku oraz ligowy mecz na Camp Nou z sezonu 1975/76.
piątek, 27 lutego 2009
Bill Demong najgłupiej zdyskwalifikowanym zawodnikiem w historii MŚ w narciarstwie klasycznym

Szkic sytuacyjny: Liberec, Czechy, 26.02.2009, godz. 14:00 - zbliżał się konkurs skoków narciarskich podczas drużynowych zawodów w kombinacji norweskiej na MŚ w narciarstwie klasycznym. Bill Demong jak zwykle po próbnym skoku włożył swój numer startowy w kombinezon i pognał na górę - dosłownie za moment zaczynały się zawody. Chwilę później, już na skoczni, można było zaobserwować typowy obrazek - wszyscy zawodnicy szukają wyciszenia, jeszcze raz w wyobraźni wychodzą z progu, ćwiczą "na sucho" telemarki, krótko mówiąc - koncentrują się. No może prawie wszyscy zawodnicy, Demong zamiast przygotowywać się do skoku nerwowo przeglądał swoje ubrania, tak jakby czegoś szukał. To coś było jego numerem startowym. Moment jego próby robił się bliższy z każdą chwilą, numeru wciąż jednak nie było. Demong coraz bardziej gorączkowo przerzucał swoje rzeczy, w poszukiwania zaangażowali się nawet inni zawodnicy. Czas leciał. W końcu organizatorzy wywołali Amerykanina na belkę startową, Bill nie mając swojego numeru dostał numer przedskoczka. I skoczył.
Jury po krótkiej chwili zdyskwalifikowało jednak Demonga, przepisy mówią jasno - zawodnik nie może pożyczać numeru startowego i musi wystąpić w swoim własnym. Amerykanom wypadł tym samym jeden człowiek z czteroosobowej drużyny, przez co skończyli konkurs na ostatnim miejscu. Do biegu nawet nie przystąpili. Mistrzami świata zostali Japończycy przed Niemcami i Norwegami.
Zawody zawodami, ale na pytanie "co tak naprawdę stało się z numerem Demonga?" wciąż brakowało odpowiedzi. Japończycy świętowali właśnie zwycięstwo, a Bill i jego koledzy ciągle głowili się co w istocie było przyczyną ich klęski. I w momencie, gdy Amerykanie prawdopodobnie akurat wykręcali numer do Pentagonu, a połowa FBI była już postawiona na nogi, zagadka zaginionego numeru doczekała się rozwiązania. Bill Demong znalazł zgubę we własnym bucie.
Na koniec kilka cytatów z głównego bohatera:
"I take responsibility, for sure."
"It’s my fault."
"I’m an idiot."
poniedziałek, 23 lutego 2009
Middlesbrough prosi swoich fanów o zachowanie ciszy na stadionie

Wiele angielskich klubów może poszczycić się wspaniałymi, głośnymi oraz żywiołowo dopingującymi kibicami. Anfield Road, stadion Liverpoolu FC kojarzy się z niosącym śpiewem fanów z legendarnej trybuny The Kop, kibice Manchesteru United są dumni ze swojej Stretford End, gdzie zasiadają najzagorzalsi sympatycy Czerwonych Diabłów. Z kolei Stamford Bridge i Chelsea FC to trybuna Shed End, w pobliżu której pochowano nawet jednego z piłkarzy.
Nieco inaczej sprawa wygląda na Riverside Stadium, gdzie swoje mecze rozgrywa Middlesbrough FC. Oto list otwarty szefa ochrony stadionu do fanów, zasiadających w jednym z sektorów Riverside.


poniedziałek, 16 lutego 2009
Krypto-Nate przegrałby konkurs dunków w szkole średniej

W ten oto sposób Nate zapewnił sobie zwycięstwo w sobotę.
A tak dunkują chłopaki z Columbia River High School.
Krypto-Nate prawdopodobnie właśnie zaczyna przygotowania do przeskoczenia w przyszłym roku Pałacu Kultury, Dwight Howard z kolei myśli nad wsadem zza linii 3 pkt. Chłopaki z Columbia River biją ich jednak na głowę pod względem kreatywności, której to w tym roku w Phoenix jakby trochę brakowało. Jeśli w ogóle była.
Za Deadspin.
wtorek, 10 lutego 2009
Nowa odsłona kryzysu w Hiszpanii

Kilka tygodni temu można było zobaczyć protestujące ekipy Deportivo Leganés oraz Granada FC, które domagały się wypłat klęcząc na kolanach. Piłkarze Pegaso nie chcieli jednak upaść tak nisko i wymyślili zgoła inną formę protestu. Oto kolekcja bielizny sportowej "zima-wiosna 2009".
niedziela, 8 lutego 2009
Mała rzecz, a cieszy: Wielka duchem, reszta się nie liczy
Tatiana ma 15 lat, cierpi na karłowatość. Nic sobie jednak nie robi ze swojego schorzenia i jest rozgrywającą w amerykańskiej szkolnej drużynie Syracuse Central Tech. Tegoroczny sezon rozpoczęła jako pierwsza rezerwowa, jednak po tym jak kilka zawodniczek wypadło ze składu Central Tech, wskoczyła do pierwszej piątki. Miejsca w składzie już nie oddała. To co wydaje się być wadą, Tatiana na ile jest to możliwe przerabia na zaletę. Jest szybka, dobrze panuje nad piłką, ma dobry rzut. Koleżanki mówią o niej:
Jak pokazuje przypadek Tatiany, wzrost w koszykówce jest ważny, ale nie jest najważniejszy. Najważniejsze jest serce do gry.
"Jest szalenie dobra."
sobota, 7 lutego 2009
Operacja się udała, ale pacjent zmarł, czyli najgorsze zmiany trenerów (cz. 2)

Oto druga część zestawienia tych, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, choć w zasadzie to żaden czas nie wydaje się dla nich odpowiedni.
5. Mike Kitchen za Joela Quenneville'a (hokej, St. Louis Blues)

W sezonie 2003/04 Bluesmani pod wodzą Quenneville'a balansowali na granicy 8/9 miejsca w konferencji. Gra w play-offach nie była więc taka oczywista, choć ich bilans należy uznać za przyzwoity - 29 zwycięstw, 25 porażek i 7 remisów. Właściciel stwierdził jednak, że zespół potrzebuje zmian, jakiegoś impulsu, kogoś, kto będzie powiewem świeżości, kto sprawi, że zawodnicy przejdą na tę jasną stronę księżyca i osiągną upragniony "international level". Mówiąc wprost - Laurie skonstatował, że niezbędny jest ktoś taki jak Mike Kitchen.
Z początku wydawało się, że to rozsądna decyzja - Mike wygrał 10 z 21 meczów i uratował tym samym sezon dla Blues. 24. z rzędu awans do rozgrywek posezonowych, to trzeci najlepszy wynik w historii profesjonalnego sportu w USA. W samych play-offach było już nieco gorzej, St. Louis przegrali gładko w 1. rundzie z San Jose Sharks i mogli jechać na wakacje. Mało kto się tym jednak przejął, w tych okolicznościach sukcesem był sam awans. W klubie, po trenerskiej karuzeli zapanował optymizm, wiara w lepsze jutro i przekonanie, że najgorsze mają już za sobą. Nikt na pewno nie podejrzewał, że Mike Kitchen to chodząca bomba z opóźnionym zapłonem, a z tym "najgorsze już za sobą", to nie do końca jest prawda.
Jako, że sezon 2004/05 został odwołany z powodu lokautu, Kitchen i jego Blues mieli podbić NHL dopiero rok później. Zgadnijcie czy się udało. Prawidłowa odpowiedź brzmi: Nie. Bluesmani w sezonie 2005/06 zaczęli niemiłosiernie fałszować i przegrali 61 z 82 meczów stając się pośmiewiskiem ligi, jako jedyni nie przekroczyli granicy 200 zdobytych goli i dopiero czwarty raz w historii, a pierwszy od 1979r nie uzyskali awansu do play-offów. To był najgorszy sezon w St. Louis od 27 lat. Nawet ich kibice nie chcieli już tego oglądać - średnia widzów w ich hali spadła z 18 000 do 12 000. Żeby było śmieszniej, Kitchen utrzymał pracę i dostał drugą szansę, aby udowodnić, że to co było do tej pory było dziełem przypadku, zwykłym zrządzeniem losu. I udowodnił. W następnym sezonie po siedmiu porażkach z rzędu został zwolniony.
Zatrudnienie Kitchena to był przypadek. I tak to należy traktować.
4. Tim Floyd za Phila Jacksona (koszykówka, Chicago Bulls)

23 lipca 1998r Tim Floyd został nowym trenerem mistrzów NBA, Chicago Bulls. Od początku wiadomo było, że nie będzie łatwo. Drużyna jaką dostał Floyd nieco się różniła od tej, która zdobyła 6 tytułów mistrzowskich. Nie było Jordana, nie było Pippena, Rodmana, Kerra. Luca Longleya też nie było. Nie było niczego. Dlatego też nie mam zamiaru znęcać się nad Floydem. Podam może tylko bilans, jaki osiągnął w trakcie ponad trzyletniego pobytu w Chicago: 49 zwycięstw i 190 porażek. Żaden trener w historii ligi nie wypada w tej materii gorzej.
"Era Tima Floyda" była oczywiście najgorszym okresem w dziejach klubu. Faktu, dlaczego Tim tak długo utrzymywał się na swoim stanowisku nie tłumaczy nawet fizyka kwantowa, teoria chaosu i światów równoległych. Żeby tak do końca go nie oczerniać, w trakcie jego kadencji można było dopatrzyć się również pozytywów. A właściwie jednego pozytywu. Na plus dla Floyda należy na pewno zapisać świąteczny prezent, jaki sprawił kibicom Bulls w 2001r. W Wigilię podał się do dymisji, a gdy odchodził tak oto rzekł:
3. Carlos Queiroz za Vicente del Bosque (piłka nożna, Real Madryt)
"To była niebywała szansa, ale pewne rzeczy po prostu nie działały."

Jego cierpliwość została nagrodzona w listopadzie 1999r, gdy wreszcie na dłużej otrzymał szansę trenowania Realu. Czekał na nią 15 lat, ale było warto. W trakcie trzyipółletniej pracy wygrał dwukrotnie Ligę Mistrzów (2000 i 2002), raz Superpuchar Europy (2002), Puchar Interkontynentalny (2002) i Superpuchar Hiszpanii (2001). Dołożył do tego dwa tytuły mistrza kraju (2001 i 2003). W Madrycie nie było tak dobrze od czasów Alfredo di Stéfano i Ferenca Puskása. Widocznie było za dobrze, ponieważ dzień po wygraniu La Ligi w 2003r prezes Realu, twórca galacticos, Florentino Perez zwolnił del Bosque. A to dlatego, że "czuł, iż Vicente nie jest odpowiednią osobą do prowadzenia zespołu". Reakcja szkoleniowca była zrozumiała.
"Nie spodziewałem się, że po tylu latach tak mnie potraktują."
"Jeżeli myślisz, że coś idzie dobrze - na pewno nie wiesz wszystkiego". Carlos Queiroz prawdopodobnie nie znał tego prawa Murphy'ego, a nawet jeśli znał to nie potrafił nic poradzić, aby się nie sprawdziło. Koniec miał swój początek w marcu. Zaczęło się od przegranej w finale Copa del Rey z Realem Saragossa, potem była klęska z Monaco w Lidze Mistrzów, nie lepiej było na krajowym podwórku - po porażce u siebie z Osasuną 0:3, Real pożegnał się z fotelem lidera. Queiroz przegrał pięć ostatnich meczów sezonu i skończył ligę na czwartym miesjcu. Przy okazji skończył swoją pracę w Madrycie, skończyli się też wtedy galacticos. Okazało się, że prawa Murphy'ego rzeczywiście działają, na przykład to:
"Poprawianie czegoś, co działa dobrze, sprawi, że zacznie to działać źle."
2. Rich Kotite za Pete'a Carrolla (futbol amerykański, New York Jets)

No i miał wyniki. I to nie byle jakie, bo historyczne. Bilans jaki osiągnął Kotite przeszedł do annałów nowojorskiego klubu. Rok 1995 to 3 zwycięstwa w 16 meczach i najgorszy sezon w dziejach Jets. Hess najwyraźniej przeżywał w tym okresie drugą młodość, ponieważ postanowił poczekać na lepsze wyniki do następnego roku i zostawił Kotite'a na swym stanowisku. Widocznie uznał, że sukces rodzi się w bólach. Niestety dla niego i Jets, słowa "sukces" i "Kotite" po prostu do siebie nie pasują, gryzą się. W sezonie 1996 Nowojorczycy uzyskali bilans 1-15, a Rich wychwalając po porażkach grę swoich podopiecznych w defensywie, najwyraźniej chciał sędziwego właściciela wpędzić do grobu. Po przygodzie (to lepsze określenie niż praca) w Jets Kotite nie wrócił już do zawodu.
"Mam już 80 lat. Nie mogę czekać. Chcę wyników od razu!"
1. Oscar Tabárez za Fabio Capello (piłka nożna, AC Milan)

Pod wodzą Tabáreza Milan grał skromnie, miał skromne wyniki i przegrywał wszystko co tylko mógł. Najpierw w Superpucharze Włoch Mediolańczycy polegli na San Siro z Fiorentiną. Następnie w Serie A, drużyna Tabáreza bardziej niż obroną tytułu przejmowała się walką o uniknięcie degradacji. Na pocieszenie pozostaje Tabárezowi Liga Mistrzów, z której nie odpadł, bo...nie zdążył. W grudniu 1996r, przed ostatnim meczem grupowym, meczem o być albo nie być (to były ulubione mecze Tabáreza) z Rosenborgiem Trondheim prezydent Milanu, Silvio Berlusconi grzecznie podziękował Urugwajczykowi za ogrom pracy, jaki wykonał w klubie, aby na stałe zapisać się w jego historii. Zastępujący go Arrigo Sacchi mecz z Rosenborgiem oczywiście przegrał i tak oto zakończyła się dominacja Milanu w Europie w połowie lat 90-tych.
Tabárez do dziś uważany jest za najgorszego trenera w dziejach AC Milan.
środa, 4 lutego 2009
Operacja się udała, ale pacjent zmarł, czyli najgorsze zmiany trenerów (cz. 1)

Wybór następcy świeżo co zwolnionego trenera to rzecz niezwykle ważna. Nieodpowiednia decyzja prowadzi bowiem do kolejnej dymisji, a ta z kolei - do kolejnego wyboru nowego szkoleniowca, i koło się zamyka. Nie jest to proste i nie zawsze nowy trener = lepszy trener. Pół biedy jak zmiana nie wpływa zasadniczo na wyniki. Gorzej jednak, gdy jest gorzej.
Oto TOP 10 najgorzej wymienionych trenerów. Na razie miejsca 6-10, na drugą część przyjdzie jeszcze czas.


"Wiedziałem, że planowane są zmiany w zarządzie klubu, ale nie spodziewałem się, że wszystko rozegra się w ciągu 10 minut."
8. Steve McClaren za Svena-Görana Erikssona (piłka nożna, Anglia)

Po nominacji przyszedł czas na wyznaczenie celu, a ten był prosty - na początek spokojny awans do Mistrzostw Europy. Start eliminacji był niezły, Anglicy wygrali dwa pierwsze spotkania i wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wtedy jednak drużynę dopadł wielki kryzys, gdy w okresie między październikiem 2006r a marcem 2007r, w pięciu meczach Anglia zdobyła 1 bramkę m.in. remisując z Macedonią i przegrywając z Chorwacją. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co stało się pół roku później, kiedy to Anglia wybrała się do Moskwy na mecz z Rosją, aby wygraną przypieczętować awans do Euro 2008. Nie było jednak zwycięstwa, nie było i awansu. Porażka 1:2 postawiła ich w trudnej sytuacji - Rosjanom wystarczały wygrane z Izraelem oraz Andorą, by wyeliminować Anglików. Media na wyspach żądały głowy McClarena, jednak wtedy uśmiechnęło się do biednego selekcjonera szczęście - Rosja przegrała z Izraelem, a to oznaczało, że aby awansować, Anglikom wystarczy remis na Wembley z nie grającą już o nic Chorwacją. Ale i to przerosło McClarena - przegrana 2:3 była szokiem, Anglia nie awansowała do Mistrzostw Europy pierwszy raz od 1984 roku, jednak trener nie miał zamiaru rezygnować, mówił, że jego pracę należy oceniać nie przez pryzmat jednego meczu, a całych eliminacji (czyli porażek 1:2 z Rosją, 0:2 i 2:3 z Chorwacją oraz remisów 0:0 z Macedonią oraz Izraelem). Ocena przyszła szybko, bowiem następnego dnia McClaren został bezrobotnym, zapisując się w historii jako najgorszy trener reprezentacji Anglii.
Szybko obliczono, że brak awansu do Euro 2008 kosztował angielską gospodarkę ok. 1,25 mld funtów - no to mamy odpowiedź skąd się wziął kryzys...
7. Larry Brown za Herba Williamsa (koszykówka, New York Knicks)

Stara prawda mówi, że "idiotów na świecie jest mało, ale są tak sprytnie rozstawieni, że spotyka się ich na każdym kroku" - Larry Brown coś o tym wie, w Knicks ilość idiotów przypadająca na m3
"Jesteśmy rozczarowani wynikami pierwszej części sezonu."Rozczarowanie to bardzo delikatne określenie. Szóste miejsce van Marwijka w porównaniu z wynikami Verbeeka wydaje się osiągnięciem wręcz kosmicznym. Za kadencji Gertjana, Feyenoord zaliczył jedną z najgorszych rund w historii klubu. W 17 meczach ligowych zdobył zaledwie 19 pkt i wylądował na 12. miejscu w tabeli, drużynie zaczęło zaglądać w oczy widmo spadku do 2. ligi. Nie lepiej było w Pucharze UEFA, gdzie Feyenoord przegrał wszystkie mecze grupowe, strzelając w nich jedną bramkę. Po spotkaniu z Lechem Poznań, który był jednym z ostatnich pod wodzą Verbeeka, trener nie wyglądał na specjalnie zmartwionego kompromitującą grą swych podopiecznych i stwierdził, że...idzie na piwo.
Verbeek zdołał wygrać jedynie 8 meczów spośród 26. Zaglądając do annałów ekipy z Rotterdamu, tylko jeden szkoleniowiec w historii miał gorszy bilans, nazywał się Pim...Verbeek (ironia losu?). Pim, obecny trener reprezentacji Australii na 26 meczów wygrał 6, obaj panowie nie są spokrewnieni.
Miejsca 1-5 już wkrótce.
sobota, 31 stycznia 2009
Derby Warszawy zagrożone przez...drzewo

Zacznijmy od dobrej: Ponoć Polonia lada chwila będzie miała stadion, na którym mecz miałby być w ogóle rozegrany. Uff...oddychamy z ulgą. Będzie stadion, będą derby!
Jak się jednak okazuje - nie do końca (teraz jest ta gorsza): Według policji stadion przy ul. Konwiktorskiej nie nadaje się do przyjęcia kibiców. A wszystko przez...drzewo w sektorze gości.

Stadionem (a przy okazji również drzewem) zarządza WOSiR (Warszawski Ośrodek Sportu i Rekreacji). Teoretycznie więc powinno wyglądać to tak: policja zgłasza w Polonii, a Polonia zgłasza w WOSiRze, że jest taka i taka sprawa i drzewa ma nie być. Bo jak będzie to nie będzie meczu ani z Legią ani z Lechem ani nawet z Izolatorem Boguchwała. WOSiR z kolei po przyjęciu takiego zgłoszenia składa wniosek o pozwolenie na wycinkę do Zarządu Dzielnicy Warszawa Śródmieście. Tam już oczywiście tylko piecząteczka, podpisik i sprawa załatwiona.
Proste, prawda? Ale drzewo jak stało tak i stoi. Wszystko wskazuje więc na to, że ten krótki łańcuszek musi mieć jakieś słabsze ogniwo, które ta sprawa zwyczajnie przerasta. A zatem co w tej urzędniczej maszynce nie zadziałało? Albo inaczej - kto nie zadziałał?
Policja? Nie.
Polonia? Nie - klub nie zarządza stadionem.
Śródmiejscy urzędnicy? Nie - w październiku zeszłego roku na spotkaniu poświęconym modernizacji stadionu przy Konwiktorskiej, Marcin Rzońca, zastępca burmistrza mówił, że pozwolenie może dać od ręki, ale najpierw ktoś tę rękę musi wyciągnąć. Ktoś w sensie WOSiR.
WOSiR? ... a drzewo jak stało tak i stoi.